środa, 6 sierpnia 2014

Mercado dos Lavradores

Czy wyobrażacie sobie smak krzyżówki banana i ananasa lub brzoskwini z maracują?
Albo czym od siebie mogą różnić się 28 odmian tego ostatniego owocu? Nie?




To koniecznie odwiedźcie Mercado dos Lavradores, czyli targowisko miejskie w Funchal na Maderze.




Nie ma chyba lepszego miejsca do „przesiąknięcia” atmosferą kraju, w którym jesteśmy niż... targ. 




To tam z reguły robią zakupy miejscowe gospodynie, którym nie wystarczają zakupy w hipermarkecie. 




Dziś wybierzmy się na targ w Funchal, stolicy Madery.




Wokół położonego w centrum starego miasta Mercado dos Lavradores koncentruje się życie mieszkańców wyspiarskiej metropolii.




Jest on także punktem obowiązkowym wszystkich zwiedzających Funchal. 




Już na dzień dobry zostajemy oczarowani feerią barw straganów z kwiatami.




Morze kwiatów i barwne ubrania kwiaciarek.




To pasiaste spódnice, czerwone kamizelki i ciemnogranatowe czapeczki.




A wokół orchidee, strelicje i storczyki. 




Wchodzimy do środka.




Mercado dos Lavradores to dwukondygnacyjna budowla, przy czym oba piętra łączy centralny plac. 




Natychmiast pochłania nas barwny, hałaśliwy tłum.




Przekrzykujący się sprzedawcy częstują nas swoimi specjałami.




Ogromne wrażenie robi ilość owoców i warzyw, z których wiele to dziwaczne krzyżówki różnych gatunków, jak maracuia z brzoskwinią czy banan z ananasem.




Samej maracui naliczono... 28 gatunków.




Do tego warzywa o niepowtarzalnym smaku - dzięki cieniutkiej warstwie miejscowej wulkanicznej gleby.




 Inną specjalność wyczujemy już z daleka - ryby.




Słynny targ rybny znajduje się na najniższym poziomie, a tutaj królestwo ośmiornic, krewetek, krabów, małży i rozmaite ryby, wśród nich lokalna gwiazda - espada, czyli pałasz atlantycki.




Ta ryba żyjąca na głębokości 800-1000 metrów, występuje tylko w okolicach Madery i w Japonii. 




Obok ogromne połcie tuńczyka przypominającego... wołowinę. 



Mercado dos Lavradores to nie tylko targ, to również miejsce spotkań.




Mężczyźni grają tu w karty albo w kości.




Ubrane w odcienie czerwieni kwiaciarki sprzedają orchidee, zaś sprzedawcy oferują pachnące ciepłem pomarańcze, pomidory, jabłka.




Podobno sama cesarzowa Sissi robiła tu zakupy. 




W hali targowej jest niezwykle kolorowo.




Można kupić chyba wszystkie istniejące warzywa, owoce, ryby,  o których istnieniu wcześniej nawet nie wiedzieliśmy.




Mercado dos Lavradores zachwyca feerią barw, mieszanką egzotycznych zapachów i gwarem. 




Secesyjny budynek dwupoziomowego targu zaprojektowany w latach 30. XX w. przez Edmunda Tavaresa zdobią biało-niebieskie kafelki azulejos, ułożone w misterne wzory.




Mnie spodobał się zwłaszcza obrazek przedstawiający kobiety z ogromnymi koszami pełnymi kwiatów.




Nie śpieszmy się  spacerując wzdłuż stoisk.





Kwiaciarki w tradycyjnych pasiastych spódnicach, czerwonych sweterkach i ciemnogranatowych czapeczkach z zakręconą antenką (ponoć symbolizuje świński ogonek)  wspaniale komponują się z orchideami, strelicjami, storczykami...




Sprzedawca owoców częstuje małymi bardzo słodkimi bananami, mango i owocami filodendrona, które przypominają długie, zielone szyszki.




Na marmurowych ladach stosy filetów z tuńczyka, małe jadalne rekiny i czarne espady. 




W hali targowej Mercado dos Lavradores, tak jak w XIX wieku, panuje  wielki gwar.




A i widok jest zachwycający, ponieważ sprzedawcy starając się zachęcić kupujących,  próbują jak najstaranniej ułożyć wszystko na swoich stoiskach.




Klient nie kupuje kota w worku - przy każdym stoisku prowadzona jest degustacja.

Brak komentarzy: