niedziela, 30 sierpnia 2009

Benedykt XVI w Brazylii część III

Jesteśmy w drodze do Aparecida – narodowego sanktuarium maryjnego Brazylii; miejsca, gdzie 13 maja ma się rozpocząć V Konferencja Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Benedykt XVI będzie tu przebywał 2 dni.Po drodze przejeżdżamy przez małą miejscowość Potim. To właśnie ona znalazła się w ostatniej chwili na trasie papieskiej wizyty. Wprawdzie Benedykt XVI tylko przez nią przejedzie zamkniętym samochodem, jednak dla mieszkańców to tylko szczegół. Czują się zaszczyceni, że również do nich zawita Ojciec Święty. Pani Maria da Silva wspomina, że była na Mszy św. celebrowanej przez Jana Pawła II, i do dziś dnia w jej domu na honorowym miejscu znajduje się chustka, z wizerunkiem Ojca Świętego, którą wtedy miała na Mszy św. i która została pobłogosławiona przez papieża. Teraz jest dumna, że Benedykt XVI przejedzie obok jej domu...
Przy sanktuarium w Aparecida widać, że prace przygotowawcze do V Konferencji Episkopatu idą całą parą. Naszą uwagę przykuwa gigantyczny zegar, który został umieszczony na wieży. Jak twierdzą miejscowi, to największy na świecie zegar zwrócony w cztery strony świata.
Sanktuarium od ponad roku przygotowuje się do przyjęcia Papieża. W środku bazyliki ozdobnymi cegiełkami wyłożono jedną ze ścian, jednak najlepiej przygotowania widać, kiedy popatrzy się na budowę papieskiego ołtarza na zewnątrz świątyni. Na tym placu organizatorzy chcą przyjąć 500 tysięcy pielgrzymów.
Przybyliśmy do São Paulo. Na parę dni przed przyjazdem Ojca Świętego bardzo trudno zauważyć jakieś zmiany w dekoracji miasta. Kwestia odmienna od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce: żadnych plakatów, chorągiewek, obrazów...
W klasztorze św. Benedykta, gdzie będzie mieszkał Ojciec Święty, widać tylko robotników mocujących na balkonie kuloodporną kabinę, z której Papież będzie przemawiał do wiernych i ekipy telewizyjne przygotowujące miejsce, z którego będą prowadzić transmisje. Przed klasztorem są jeszcze bezdomni, którzy to miejsce wybrali na mieszkanie, jednak na dwa dni przed przyjazdem Papieża zostaną wywiezieni przez policję...

Niedziela przed przyjazdem Ojca Świętego. Udajemy się, aby przeprowadzić wywiad z księdzem Marcelo Rossi, fenomenem brazylijskiego Kościoła. Ten ksiądz pracuje z rzeszami wiernych. Na jednej z jego Mszy św. było ponad 2 miliony wiernych. Wyprodukował 2 filmy: o Matce Bożej, o św. Pawle. Płyty CD z jego muzyką biją rekordy popularności, w ubiegłym roku jego płyta była najpopularniejszą płytą w Brazylii.
Przyjmuje nas o umówionej godzinie. Z radością opowiada, jak doszedł do wniosku, że pracując jako ksiądz na normalnej parafii, nie miał możliwości, żeby dotrzeć do wszystkich parafian. Kościół był malutki, parafia ogromna – 100 tysięcy wiernych. Nawet przy najlepszych chęciach maksymalnie 10% mogło uczestniczyć w Eucharystii. Postanowił skorzystać z masmediów.
Rozpoczął programy radiowe – każdego dnia prowadzi program w ogólnokrajowej rozgłośni. Kupił starą halę fabryczną, którą zamienił w kościół – co niedziela gromadzi się tu parę tysięcy wiernych na Mszy św.

Miejscem, w którym wprawdzie Benedykt XVI nie pojawi się w trakcie pobytu w Sao Paulo, jednak bardzo ważnym dla całej pielgrzymki jest Klasztor Światła.
Kompleks kościelny wzniesiony przez Frei Galvão, gdzie znajdują się jego doczesne szczątki – od wielu lat miejsce pielgrzymek czcicieli pierwszego brazylijskiego Świętego. Klasztor to klasyczny XVIII-wieczny budynek, przed którym zawsze można spotkać wielu wiernych.
Przy grobie Frei Galvão przez cały czas ludzie modlą się z ufnością, że otrzymają potrzebną łaskę.
Kolo furty klasztornej widać długą kolejkę – to osoby pragnące otrzymać „pigułki Frei Galvão”. Klasztor Światła jest jednym z miejsc, gdzie można je otrzymać i jednym z trzech, gdzie są robione. 14 sióstr praktycznie cały dzień wykonuje żmudną pracę, aby sprostać zapotrzebowaniu 10 tysięcy osób, które każdego dnia ustawiają się w kolejce, żeby otrzymać „pigułki”.

W klasztorze czekała nas radosna niespodzianka. Zostaniemy przyjęci przez siostrę Celię Cadorin – postulatorkę procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Frei Galvčo oraz spotkamy się z Danielą Cristiną da Silva – 21-letnią dziewczyną, która w wieku 4 lat została uzdrowiona za wstawiennictwem Frei Galvao. Ten cud został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską do beatyfikacji.
Siostra Celia, starsza osoba podpierająca się laseczką, pokazała nam salę pamięci Świętego – jeszcze nie otwartą dla publiczności. Wśród wielu eksponatów widzimy rzeczy codziennego użytku, a wśród nich młotek, którego używał do konstrukcji kościoła i klasztoru, klęcznik pokutny, rękopisy... Siostra z zafascynowaniem opowiada nam o życiu Frei Galvão, jego problemach, radościach... Pytana o przesłanie, jakie Święty pozostawił dla ludzi żyjących w czasach obecnych, odpowiada bardzo konkretnie: umiłowanie Eucharystii, Maryi i szacunek dla pracy.
Rozmawiamy z Danielą – niecodziennie jest możliwość rozmowy z osoba, która została uzdrowiona przez wstawiennictwo Świętego, co zostało potwierdzone przez Watykan. Stoi przed nami ładna, uśmiechnięta dziewczyna niczym nie wyróżniająca się z tysiąca innych.
Opowiada, że dla niej i dla jej rodziny Frei Galvão zawsze był świętym. Fakt, że dopiero teraz, 11 maja, zostanie nim oficjalnie ogłoszony przez Kościół nie zmienia niczego. Dziękuje Bogu przez wstawiennictwo Świętego za drugie życie, które otrzymała w darze i stara się je wykorzystać jak najlepiej. Pochodzi z biednej rodziny, jej marzeniem jest zostanie projektantką mody. Siostra Celia powiedziała nam, że siostry pomagają Danieli w każdy możliwy sposób, gdyż fakt, że Frei Galvão przyczynił się do jej uzdrowienia, powoduje, że siostry czują się za nią odpowiedzialne. Daniela uczy się w dobrej szkole prowadzonej przez salezjanów. Prowadzi normalne życie. Niektórzy z jej przyjaciół nie wierzą w jej uzdrowienie, inni cieszą się wraz z nią, że żyje i proszą o modlitwę, gdy zajdzie potrzeba. Daniela mówi, że wiele osób, kiedy się dowiaduje o jej uzdrowieniu, chce ją dotknąć, tak jakby w ten sposób mogły otrzymać od niej jakąś moc. Mówi też, że rozumie to zachowanie i że z tym będzie musiała żyć do końca swojego życia.

Pozostał dzień do przyjazdu Benedykta XVI. Udajemy się do Centrum Prasowego, żeby odebrać akredytacje i wszelkie potrzebne informacje. Na miejscu okazuje się, że brazylijska rzeczywistość nie ominęła tego miejsca. W wyniku szeregu niewyjaśnionych zdarzeń nie wszystkie akredytacje są przygotowane. Moja jest gotowa dopiero dzień po przyjeździe papieża...

wtorek, 25 sierpnia 2009

Benedykt XVI w Brazylii część II

Kolejnym punktem naszego programu było odwiedzenie Farmy Nadziei, kościelnego ośrodka dla osób chcących wyjść z uzależnienia od narkotyków lub alkoholu. Zgodnie z kierunkowskazami zaczęliśmy oddalać się od centrum miasta.Po 25 km jazdy, wśród iście wiejskich krajobrazów, dotarliśmy do Fazenda da Esperança, Farmy Nadziei. Po prawej stronie widać piękny, jeszcze w budowie, kościół. Ma on trochę dziwną konstrukcję, ale zachwyca swoją prostotą i lekkością. Później poruszający się na wózku inwalidzkim, odpowiedzialny za duchowość Farmy, ks. Cesar Alberto dos Santos, który 15 ze swoich 34 lat życia spędził na Farmie, objaśnił nam, że idea tego kościoła to powrót do Starego Testamentu.
Bóg mieszkał w namiocie i tutaj, wśród gór, oni również chcą postawić namiot dla Boga – namiot wznoszący się z ziemi do nieba i jednocześnie zstępujący z nieba do ziemi. Dlatego tylko metalowa konstrukcja dotyka ziemi, natomiast ściany zawieszone są w powietrzu. Cały Kościół wybudowany został z materiałów związanych z tym miejscem: z kamienia i wody. Teren wokół Farmy ma takie właściwości, że gdziekolwiek zacznie się kopać dół od razu gromadzi się w nim woda, dlatego też spod kościoła wypływa woda. Kamień został użyty do wybudowania ołtarza i tabernakulum. Ołtarz to jednolita bryła, połączona z ambonką. W ten sposób ołtarz Słowa Bożego jest stale złączony z ołtarzem Eucharystii. Interesujące jest tabernakulum: ogromny kamień z wyciętymi kamiennymi drzwiczkami. Symbole otaczających farmę gór królują w kościele.
Pozostał tydzień do przyjazdu Papieża, a my zastajemy plac budowy. Pracownik budowy zapewnia jednak, że wszystko będzie gotowe na czas. Trzy ekipy po 10 osób pracują bez przerwy, żeby wszystko było „zapięte na ostatni guzik”, kiedy przyjedzie Benedykt XVI.
Farma Nadziei to jednak nie tylko kościół. Farma Nadziei to przede wszystkim ludzie, którzy mają nadzieję na wyjście z nałogu. Spotykamy wielu młodych ludzi, zajętych różnymi obowiązkami – każdy uśmiechnięty, zaangażowany w swoją pracę, życzliwie kierujący nas do miejsca, w którym znajduje się ks. Cesar, mający chwilkę czasu, żeby z nami porozmawiać. Jednak tutaj nie ma nic za darmo. Żeby uzyskać wywiad musimy... zjeść wspólnie z nimi obiad. Jedzenie bardzo skromne, ale wystarczające do funkcjonowania: ryż, tradycyjna fasola i poszatkowana kapusta.

Podczas obiadu ks. Cesar opowiada nam historię Farmy. Mówi o ks. Hansie Stapel, niemieckim misjonarzu, którzy będąc w 1979 roku proboszczem w Guaratienguetá mówił, że trzeba żyć Ewangelią. Któregoś dnia po kazaniu młody człowiek imieniem Nelson wyszedł z kościoła i zobaczył na rogu narkomanów – zapragnął przybliżyć się do nich, aby właśnie między nimi żyć Ewangelią. Po pewnym czasie wspólnego przebywania, ktoś poprosił go, żeby pomógł mu wyjść z nałogu. Nelson przebywał 24 godziny w ciągu dnia z tą osobą, później dołączyło do nich kolejnych kilka osób.
W 1983 roku powstała Farma Nadziei – nie jako dobrze zaplanowany i realizowany projekt, ale jako owoc pragnienia życia Ewangelią. Obecnie ma 43 filie w 9 krajach (Brazylia, Niemcy, Meksyk, Filipiny, Paragwaj, Gwatemala, Rosja, Mozambik, Argentyna) w sumie obejmuje około dwóch tysięcy osób, które wychodzą z uzależnienia.

Żeby zostać przyjętym do wspólnoty trzeba przyjąć styl życia Farmy i chcieć wyjść z nałogu. Styl życia jest bardzo prosty i surowy: pobudka o 6.30, lektura Ewangelii i wybranie z niej zdania przewodniego na dany dzień. Po modlitwie różańcowej każdy udaje się do swojej pracy: ogród, porządki, hodowla bydła... Jest to metoda bardzo prosta, ale skuteczna – w ciągu 25 lat istnienia Farmy ponad 10 tysięcy osób wyrwało się z nałogu.
Na każdej Farmie obok osób uzależnionych żyją i mieszkają, na takich samych warunkach, osoby pragnące im pomóc – wolontariusze. Patrząc na uśmiechnięte i szczęśliwe twarze tych ludzi widać, że naprawdę przeżywają to, co mówią.
Na pytanie, co myślą o tym, że Papież przyjedzie właśnie do nich, nie kryją radości i ze łzami w oczach odpowiadają, że to dla nich wielkie wyróżnienie. Ojciec Święty, głowa państwa, przyjeżdża do nich, którzy byli wykluczeni ze społeczeństwa. Joao Paulo Martins Silva, jeden z tych który powraca do normalnego świata na Farmie, mówi, że to niesamowite, bo przecież Papież na pewno miał wiele zaproszeń, żeby przyjechać do wielu ludzi, którzy są ważniejsi od nich, jednak wybrał ich, narkomanów, których świat nie chciał znać. Dla Joao Paulo radość jest jeszcze większa, gdyż w niedzielę poprzedzającą papieską wizytę przyjmie chrzest święty.

środa, 19 sierpnia 2009

Benedykt XVI w Brazylii część I

Pozostając w klimacie pielgrzymki i wspomnień postanowiłem ukazać inną pielgrzymkę. W maju 2007 roku Benedykt XVI odbył swoją pierwsza pielgrzymkę do Brazylii. Od 9 do 13 maja papież odwiedził São Paulo, Aparecida i Guaratienguetá. Był to szczególny czas dla mnie, gdyż miałem okazję towarzyszyć tej pielgrzymce z innej perspektywy. Pomagałem w zrobieniu obsługi prasowej dla KAI. Było to nowe doświadczenie – bardzo bogate i dające odmienne spojrzenie na przybycie Ojca Świętego. Dla mnie pielgrzymka ta zaczęła się tydzień wcześniej, kiedy przyjechał redaktor z KAI (Paweł Bieliński), wspólnie z którym przeprowadzałem wywiady z hierarchami Kościoła brazylijskiego oraz odwiedzałem miejsca związane z papieską pielgrzymką.Pierwszą miejscowością, do której miał zawitać była Guaratienguetá, miejscowość i gmina położone około 190 km od São Paulo, do której zawita Benedykt XVI, gdyż tu urodził się pierwszy brazylijski święty Frei Galvão. Papieska pielgrzymka rozsławiła miejscowość na cały kraj i trzeba przyznać, że zmieniła wygląd miasta. Zaraz przy wjeździe (tydzień przed pielgrzymką Papieża) powitał nas duży 6-metrowy pomnik Frei Galvão, stojący na 2-metrowym postumencie. Robotnicy kończyli prace przy stawianiu figury. W drodze do katedry św. Antoniego, w której został ochrzczony, przyjął Pierwszą Komunię Świętą i odprawił Mszę prymicyjną Frei Galvão, wszystko przypomina, że jest to jego miasto. Sklepy, zakłady naprawcze i fryzjerskie, bary, wypożyczalnie filmów noszą imię Frei Galvão. Nie widać jednak jakichś szczególnych przygotowań do przyjęcia Ojca Świętego.
Rozmawiamy z proboszczem katedry i zadajemy standartowe pytanie: w jaki sposób miejscowość przygotowuje się do przyjęcia Papieża? W odpowiedzi pierwsza niespodzianka i zarazem bardzo rozsądne podejście do tematu. Proboszcz stwierdza, że Benedykt XVI przejedzie tylko przez parę ulic miasta w drodze do Farmy Nadziei, jednak dla miasta, dla parafii najważniejszy jest fakt kanonizacji Frei Galvão, pierwszego świętego brazylijskiego, który narodził się właśnie w tej parafii, gdzie jego krewni żyją do dnia dzisiejszego. Z wielką dojrzałością proboszcz stwierdza, że Farma Nadziei potrzebuje o wiele bardziej wizyty Papieża niż miasto.

W mieście czynione są pewne przygotowania zewnętrzne, ale proboszcz zapewnia też o przygotowaniach duchowych: triduum przed i po kanonizacji, które jest odprawiane w kościele. Proboszcz pragnie, aby nie tylko zewnętrznie, ale także poprzez przygotowanie duchowe wierni, okazywali cześć dla Frei Galvão. Poprzez nadawanie jego imienia różnym miejscom, ale przede wszystkim przez naśladowanie jego sposobu życia, aby któregoś dnia samemu stać się świętym.

Z katedry udaliśmy się do domu, w którym narodził się Frei Galvão. Mały biały domek z niebieskimi odrzwiami położony w sąsiedztwie katedry – obecnie muzeum poświęcone Świętemu.

Obrazy ważnych miejsc, które noszą jego imię: szpital, szkoła, ulica, seminarium, kościół pod jego wezwaniem... Różnej wielkości figurki, w tym jedna z dwoma relikwiami Świętego, zdjęcia z Mszy św. beatyfikacyjnej oraz osób, które zostały uzdrowione przez jego wstawiennictwo (cud ten został oficjalnie zatwierdzony przez Stolicę Apostolską).
Przy ścianie znajduje się gablotka z relikwiami Świętego oraz bielizną kielichową z Mszy św. beatyfikacyjnej. Wśród relikwii rzeczy, które należały do Świętego: sznur od habitu, fragment kości, talerz, z którego jadał, brewiarz oraz pigułki Frei Galvão – małe skrawki papieru z modlitwą do Matki Bożej: Post partum, Virgo, inviolata permansisti, Dei Genitrix intercede pro nobil (Po porodzie, dziewico, pozostałaś nienaruszona, Matko Boża wstawiaj się za nami).




Pigułki te Frei Galvão rozdawał zamiast prawdziwych leków, aby pomóc chorym. Często po zażyciu takiego lekarstwa chory powracał do zdrowia.


Guaratienguetá szczyci się też pierwszym na świecie kościołem wzniesionym ku czci Frei Galvão. Oczywiście udaliśmy się tam, żeby zobaczyć, w jaki sposób miejscowa wspólnota przygotowuje się do kanonizacji. Droga jest dosyć długa, lecz na jej końcu widzimy mały, skromny kościół, na którego fasadzie umieszczono napis: „Wspólnota św. Józefa – kościół błogosławionego Frei Galvão”.

Wchodzimy do środka. Dwie osoby sprzątają świątynię, ale widząc nas podchodzą i z życzliwością witają się, zdziwione i ucieszone, że w Polsce ludzie chcą dowiedzieć się czegoś o życiu i kulcie „ich Świętego”. Na ścianach prezbiterium obrazy ukazujące sceny z życia Frei Galvão.
Dowiadujemy się, że kościół powstał na terenie podarowanym przez rodzinę „ich Świętego” i że jest to jedno z centrów jego kultu. Na potwierdzenie swych słów ukazują tablice ze zdjęciami osób, które dziękują za łaski otrzymane przez jego wstawiennictwo.
Transparent ze słowami: Bem-vindo Benvenuto Willkommen Papa Bento XVI Parrocchia Madonna di Fatima Chiesa di Frate Galvão przypomina o zbliżającej się wizycie Ojca Świętego.

środa, 12 sierpnia 2009

siedemnastka

Tym razem trochę nietypowo. Zebrało mnie na wspomnienia przed wielu lat. Kiedy w kalendarzu zbliża się data 15 sierpnia w różnych miejscach Polski można spotkać grupy pielgrzymujących do Częstochowy. Z wielu różnych powodów nie jestem na pielgrzymim szlaku, ale wspomnienia dobrze robią dla duszy. Tekst powstał jako skrót historii pielgrzymki ze strony http://www.17-ka.org.pl zdjęcia to wspomnienie niezapomnianych momentów i chwil przeżytych podczas kilkakrotnie powtarzanych 9 dni w drodze wraz z siedemnastkami. Pielgrzymka to nie tylko przebyte kilometry, modlitwa, zmęczenie, radość, śpiew… to przede wszystkim ludzie którzy biorą w niej udział. Szczególnie wspominam tutaj Kowala, Darka, Adama, Zośkę, Monikę , Skarpetę i tylu innych osób które również tworzą historię siedemnastek.Pielgrzymowanie z Warszawy na Jasną Górę zapoczątkował Ojciec Innocenty Pokorski. Brak jednak danych źródłowych z zarania rozwoju ruchu. Początki Warszawskiej Pieszej Pielgrzymki sięgają roku 1711, Bractwo Pana Jezusa Pięciorańskiego przy kościele paulińskim pod wezwaniem Św. Ducha w Warszawie poprowadziło pielgrzymkę na Jasną Górę w imieniu miasta Warszawy prosząc o ocalenie przed szalejącą epidemią.
Konferencja Barska 1768-1772, Powstanie Kościuszkowskie 1794 i rozbiory Polski 1772 r., 1793 r., 1795 r. miały ujemny wpływ na pielgrzymki. Szczególnie tragiczne zdarzenie miało miejsce w czasie, gdy trwały przetargi, do którego z zaborców powinna należeć Częstochowa. W trakcie zajmowania tej części Polski przez Prusaków, w 1792 roku, na odcinku trasy z Woli Mokrzeskiej do Krasic, zostali wymordowana przez Prusaków wszyscy pielgrzymujący z Warszawy. W 1935 roku postawiono w tym miejscu pomnik ku czci pomordowanych.

W latach 1861-1862 pielgrzymki stały się manifestacją religijno-narodowych i patriotycznych uczuć wchodząc na Jasną Górę z rozwiniętymi sztandarami, z polskim orłem, z pieśniami patriotycznymi na ustach. Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. dało znowu swobodę pielgrzymowania. W latach dwudziestych warszawskie stowarzyszenia środowisk akademickich organizowały kilkakrotnie pielgrzymki na Jasną Górę i do innych słynnych sanktuariów. Inne miasta akademickie takie jak Lwów, Wilno, Kraków, Poznań i Lublin organizowały również swoje pielgrzymki.
Według relacji Stanisława Żaboklickiego pielgrzymki nie ustawały nawet w okresie okupacji hitlerowskiej. Nie było możliwości organizowania ich jawnie, ale wiele osób wyruszało na trasy samodzielnie. Istotnych danych na temat historii tej pielgrzymki dostarczył ojciec Melchior Królik, wieloletni pielgrzym i kronikarz jasnogórski w latach 80-tych. Stwierdzono istnienie ciągłości tradycji pielgrzymowania.

Od 1950 roku organizację przejęli ponownie Ojcowie Paulini. Ksiądz Prymas Stanisław Wyszyński wygłosił wtedy po raz pierwszy kazanie do uczestników, również po raz pierwszy poszło wtedy z pielgrzymką kilku księży. W 1953 roku pielgrzymka została podzielona na dwie grupy. Był to jednak podział czysto techniczny, a nie systemowe rozwiązanie, które zastosowano po raz pierwszy w roku następnym. Wtedy właśnie nastąpiło wyraźne wyodrębnienie czołówki, czyli tablicy, krzyża, ferentronów, dzwonka, lewa wolna, a następnie grup pielgrzymkowych 1, 2, 3. Również wtedy, poprzez odpowiednie sformułowanie pisma do ówczesnych władz, stworzono możliwość powiększania liczebności grup, co formalnie było niemożliwe. Od 1954 roku grupy 1, 2, 3 wprowadziły po raz pierwszy rotację, co było nowością na pielgrzymce, i tak grupa, która prowadziła danego dnia, cały następny dzień szła na końcu.

W r. 1957, po powrocie z internowania, Ksiądz Prymas pojechał do Rzymu po kapelusz kardynalski przywożąc ze sobą w drodze powrotnej (jako kardynał w randze ambasadora Watykanu nie podlegał kontroli celnej), 7 tub elektronicznych dla celów "pielgrzymkowych", z krótkim mikrofonem przytwierdzonym na stałe. Wcześniej liczebność grup pielgrzymkowych znacznie utrudniała wspólne modlitwy i śpiewy. Gdy w 1958 roku po raz pierwszy 7 tub mogło "wyruszyć" na pielgrzymi szlak, ojciec przeor podzielił całą pielgrzymkę warszawską na siedem grup. Każda z nich, licząca około tysiąca osób, miała swoją tubę. Tuby umocowano rzemieniem na kijach od kosy i tak się je niosło.
W 1963 roku ówczesne władze nie wydały zgody na pielgrzymkę motywując swoją decyzję epidemią ospy na niektórych obszarach Polski. Mimo to do Częstochowy wyruszyła "nielegalna pielgrzymka", którą na Jasnej Górze przywitał sam Prymas Wyszyński.

W 1966 roku po raz pierwszy w PWP wzięli udział pielgrzymi z innych krajów (dokładna ich liczba i narodowość jest w tej chwili nie do ustalenia). Ze względu na udział 10 000 osób pielgrzymi szli w czternastu grupach. Wśród uczestników była spora grupa księży diecezjalnych, kleryków, zakonników. Duchowo wspierał pielgrzymów Ksiądz Prymas, każdorazowo żegnając pielgrzymkę w Warszawie i witając ją następnie w Częstochowie.
W 1967 roku do Rektora kościoła św. Anny w Warszawie ks. Tadeusza Uszyńskiego zgłosiła się grupa studentów, oczekujących na przydzielenie im duszpasterza, który mógłby wspierać ich duchowo w czasie pielgrzymki. Spowodowało to utworzenie grupy środowiskowej skupiającej młodzież studiującą, ze specjalnym programem konferencji i dyskusji na interesujące ich tematy. Do istniejących wtedy już 16-tu grup pod opieką "białych braci" (Paulinów), została dołączona 17-ta grupa studencka, prowadzona przez duszpasterzy akademickich w czarnych strojach. W powstaniu grup 17-tych należy podkreślić niezaprzeczalną zasługę ks. Uszyńskiego, który rozumiał, że dla młodzieży studenckiej trzeba innego stylu pielgrzymowania. Aby utworzyć nową grupę potrzebna była zgoda ówczesnych służb bezpieczeństwa, w czym pomógł Ksiądz Prymas. Po akceptacji, w nowej grupie poszło na Jasną Górę ok. 400 osób (1967).
Styl pielgrzymowania, aż do momentu powstania "17-tek", wcale się nie zmieniał. "17-ka wniosła do pielgrzymki nowe treści. Tuba np. nie służyła tylko dla potrzeb kantora, jak to było w innych grupach, ale używano jej także do konferencji: porannej, głównej dnia - popołudniowej i wieczornej, kończącej dzień pielgrzyma. To wywoływało, obok innych zmian, niezadowolenie tradycyjnie myślących uczestników WPP. Tymczasem "17-ka" z roku na rok rosła liczebnie, "promieniując" jednocześnie nowym stylem pielgrzymowania na całą pielgrzymkę.

Grupa z roku na rok zmieniała się, była coraz lepiej zorganizowana, miała własną kuchnię, spała nie w stodołach lecz w namiotach, miała też transport samochodowy do przewożenia bagażu (wcześniej robiono to zaprzęgami konnymi). Początkowo oznakowano ją numerem "7", a od 1968 roku numerem "17". Była to w tamtych czasach jedyna grupa w Polsce skupiająca młodzież akademicką. Szybki wzrost jej liczebności spowodował, iż w kolejnych latach wychodziły z Warszawy już dwie pielgrzymki akademickie. Potem, na skutek dużej ilości uczestników, braku znaczków i kłopotów z komunikacją wewnętrzną, grupy rozdzieliły się po raz kolejny, i tak powstały trzy grupy "siedemnaste": Blaszana, która miała metalowy znak dawnej "7M-ki", Drewniana, od paulińskiego znaku dawanego wszystkim grupom i Szmaciana, której znak naprędce zrobiony został z uschniętej sosenki i kawałka podszewki od habitu ojca dominikanina, brata Juliana Różyckiego z Duszpasterstwa Akademickiego z Poznania.
W latach osiemdziesiątych rozwinął się szeroki ruch pielgrzymkowy "17-stek" obejmujący już ponad 200 tysięcy młodych ludzi. Nieustannie powiększająca się grupa uczestników wymusiła podział na kolejne podgrupy, których, w roku 1981 było już 36. Kiedy liczba grup wzrosła do 40-tu, 8 z nich wydzieliło się w roku 1984 w Warszawską Akademicką Pielgrzymkę Diecezjalną (WAPD). Grupy były dzielone poprzez oznaczanie ich kolorami. Od strony organizacyjnej, w tym technicznej, obsługiwane były przez 30 różnych służb. Najciężej było służbom sanepidu i kuchni, gdyż wszystko musiało być przygotowane i zamówione zawczasu: woda, chleb, drewno na opał, trzeba było wcześniej kopać latryny. W kuchni, w 30 stulitrowych kotłach gotowano zupę. Pielgrzymi byli uświadamiani, że po przejściu grupy ma być czysto, i tak też było. Dzięki temu mieszkańcy nie mogli doczekać się kolejnych spotkań z pielgrzymami, a każda kolejna pielgrzymka była witana chlebem i solą. Całe wsie wkładały ogrom swojej pracy w posługę pielgrzymom. Za to, podczas wieczornych spotkań, pielgrzymi odwzajemniali się mieszkańcom za ich trud i poświęcenie wyświetlając filmy. W najlepszym okresie na trasę wyruszało 54 tysiące ludzi. Bywało i tak, że piekarnie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od miejsca odpoczynku czy noclegu piekły chleb tylko dla pielgrzymów. Czasem zdarzało się, że chleba było bardzo mało i trzeba go było też jakoś podzielić na taką rzeszę ludzi. Raz nawet chleb dla pielgrzymów przywieziono z Jasnej Góry od zakonników.

Pielgrzymowali też cudzoziemcy; początkowo Włosi, następnie Francuzi, którzy jednego roku przybyli tak licznie (1300 osób), że trzeba ich było podzielić na trzy grupy. Bywali też Niemcy, Amerykanie, Anglicy, Węgrzy, Czesi, Słowacy, Belgowie, a nawet Rosjanie.
Nieustannie tymczasem wzrastała liczba uczestników, i kiedy w 1975 roku wyniosła ona już 15 tysięcy, a kolejny wzrost mógł tylko zaszkodzić idei pielgrzymowania, utworzono od 1977 roku pielgrzymkę "Gwiaździstą". Polegało to na tym, że z poszczególnych miast uniwersyteckich wyruszyły na pielgrzymi szlak grupy studentów w pielgrzymkach diecezjalnych. Nowa forma została zaaprobowana przez Księdza Prymasa. Pierwsze grupy wychodziły z Lublina, Opola, Krakowa, Wrocławia, Gniezna, Gdańska, Szczecina i Płocka. W 1979 roku PWP składała się już z 53 grup, w tym dwudziestu sześciu "17-tek". Z Warszawy wyszło wówczas 31 tysięcy pielgrzymów, a na Jasną Górę dotarło ich aż 38 tysięcy.


Od grudnia 1980 roku rozpoczęły się prace związane z organizacją Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Diecezjalnej (WAPD). W przygotowaniach logistycznych najważniejszą sprawą była trasa. Nowy szlak, odtworzony częściowo w oparciu o zapomniane XIX- wieczne pielgrzymki, opracował p. Tadeusz Popończyk, wieloletni szef trasy "17-tek", twórca modelu ich służb.
Obecnie organizatorem pielgrzymki Grup 17 jest Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego (pallotyni), ale swoje grupy prowadzą w niej także inne zgromadzenia - m.in. salezjanie, kanonicy regularni, jest także grupa tradycjonalistów.

Tradycją Warszawskiej Pieszej Pielgrzymce Akademickiej Grup "17" jest niesienie pomocy poza obszary pielgrzymki. W zeszłym roku pątnicy wsparli akcję Pallotyńskiej Adopcji Serca, obejmując opieką pięcioro dzieci przez okres prawie 4 lat. W tym roku razem z Pallotyńską Fundacją Misyjną Salvatti.pl zostanie zorganizowana zbiórka funduszy przeznaczonych na dożywianie dzieci i budowę nowych seminariów dla uczniów z zespole Szkolnym w Kabuga (Rwanda).

W Warszawskiej Pieszej Pielgrzymce Akademickiej Grup "17" może uczestniczyć każdy, nie jest do tego wymagana legitymacja studencka. Każdy pielgrzym otrzymuje książkę zawierającą konferencje i rozważania na każdy dzień pielgrzymki. Te same konferencje również będą głoszone na trasie.