czwartek, 20 lutego 2014

Lotnisko Funchal





Lotnisko na portugalskiej wyspie Madera słynie z tego, że jest drugim (po lotnisko na Gibraltarze) najniebezpieczniejszym lotniskiem w Europie, a dziewiątym na świecie.
Głośno było o nim również za sprawą katastrofy lotu TAP Portugal 425 w 1977 roku, gdzie zginęło 131 osób. Dziś dalej pozostaje lotniskiem, na którym lądować mogą tylko najlepsi piloci i które... z roku na rok jest coraz chętniej odwiedzane przez tysiące turystów odkrywających uroki Madery. 


Port lotniczy Madery zbudowano w 1964 r. i niemal od razu zyskał miano jednego z najbardziej niebezpiecznych na świecie, szczególnie ze względu na wyjątkowe parametry lądowania. Droga startowa i pas do lądowania liczyły tutaj 1600 m! 


W zasadzie można na tym lotnisku lądować z dwóch kierunków. Od wschodu podejście prowadzi w linii wysokich skał położonych dokładnie w osi pasa lądowania.


Od zachodu wygląda to jeszcze mniej ciekawie: piloci podchodzą do lądowania prostopadle do pasa, a na jego osi znajdują się dopiero w odległości około 1 mili od progu lotniska. Inny wariant nie jest tutaj możliwy, gdyż wszędzie są góry, których w bezpieczny sposób nie da się ominąć. 


 Te warunki i wspomniana „mikroskopijna” długość pasa lotniska stały się przyczyną trzech kolejnych wypadków. 5 marca 1973 Caravelle linii Aviaco spadł do wody podczas podchodzenia na lotnisko.


19 listopada 1977 Boeing 727, głównego portugalskiego przewoźnika – TAP, przyziemił zbyt daleko podczas drugiej próby podejścia do lądowania w trudnych warunkach atmosferycznych. Było to około 600 m za progiem pasa i w rezultacie samolot nie zdążył wyhamować przed jego końcem. 




Maszyna spadła ze stromego nasypu, jakim kończyła się droga startowa, i eksplodowała. Zginęło 131 osób. Tegoż samego roku, 18 grudnia, Caravelle szwajcarskiej linii SATA zbyt nisko wykonywał podejście do lądowania.


W efekcie samolot uderzył w skałę znajdującą się na torze jego lotu. Zginęło 36 osób z 57 znajdujących się na pokładzie. Tutaj warto dodać, że dla pilota było to pierwsze podejście na maderskie lotnisko. 


Trzy tak tragiczne w skutkach wypadki skłoniły władze do podjęcia prac mających na celu zmianę parametrów lotniska i maksymalne zwiększenie bezpieczeństwa lądujących tutaj (i startujących) samolotów z całego świata.


A było ich coraz więcej, bo i sława tej „wiecznie zielonej wyspy” rosła, a chcących ją zobaczyć i spędzić tutaj urlop było coraz więcej. W 1986 r.  oddano do użytku pas przedłużony o 200 m i na lotnisku w Santa Cruz po raz pierwszy mogło wylądować pół miliona pasażerów rocznie.


Ale to był dopiero początek zmian, bo szybko okazało się, że pojemność nowego dworca lotniczego jest niewystarczająca, a ponadto pas o długości ok. 1800 m to wciąż za mało.


Konkretnie rzecz ujmując – ewentualna przyszłość lotniska i jego rozwój, a co za tym idzie, rozwój całej wyspy  zależne były od wydłużenia pasa startowego lotniska.


Była wola budowy, były pieniądze, tylko był też problem: istniejący pas z dwóch stron kończył się wodami oceanu, a na nową lokalizację lotniska nie było szans. I wówczas pojawiła się wyjątkowa koncepcja inżynierska, która ten problem rozwiązała. I to jak!


Powstał ponad kilometr nowego pasa startowego, tak że obecnie cała droga startowa lotniska na Maderze ma długość prawie 3 kilometrów. Ten nowy kilometr „położono” na 180 betonowych kolumnach, każda o średnicy 3 metrów i o wysokości kilkunastu pięter.


Dokładnie to opisując, cała konstrukcja nośna podtrzymująca pas startowy opiera się na 31 rzędach kolumn ustawionych co 32 metry. W każdym z rzędów jest 6 kolumn i oddalone są one od siebie także o 32 metry.


Wszystko to połączone jest na u góry prostopadłymi do osi pasa wzmacnianymi betonowymi dźwigarami, których wysokość waha się od 3,6 m między poszczególnymi kolumnami do 5,6 m bezpośrednio nad nimi.


Większość z kilkudziesięciu tak powstałych elementów nośnych ma łączną wysokość 50 metrów (czyli całkiem niezłe wieżowce!). Na tak przygotowanej konstrukcji ułożono betonowe płyty, tworzące powierzchnię drogi startowej, mającej szerokość 178 m i długość ponad 1 km.


W zależności od miejsca, grubość betonu wynosi tutaj od 1 do 1,7 m. Cały ten startowy „lotniskowiec” robi niesamowite wrażenie, co można szczególnie zaobserwować podczas przejazdu pod nim.


A jest to możliwe, bo pod jego częścią poprowadzono fragment jedynej na Maderze autostrady, łączącej Funchal ze wschodnią częścią wyspy.


Przy okazji tej gigantycznej budowy częściowa zniwelowano wzgórze znajdującego się po północnej stronie pasa, co było konieczne ze względów bezpieczeństwa. Zmieniono też kierunek pasa o 3°37' w stosunku do poprzedniego.


Dodatkowo ciekawym rozwiązaniem jest podzielenie nawierzchni tego „lotniskowca” na dwie części, a to ze względu na rozszerzalność cieplną, a więc tak jak to robią drogowcy na mostach.


Cała inwestycja kosztowała 560 milionów euro, a lotnisko może obecnie przyjmować tak duże samoloty, jak np. B747. 



Oczywiście, także dzisiaj „trafienie” w ten pas startowy wymaga od pilota wysokiego kunsztu i nie każdy pilot może tutaj lądować.


Dodajmy jeszcze, że niejako „dodatkiem” do tej drogi startowej jest wybudowany nowoczesny terminal pasażerski mogący obsłużyć 3,5 miliona pasażerów rocznie. 


Funchal Madeira Intercontinental Airport otwarto 15 września 2000 r., a jego właścicielem jest Aeroportos e Navegacao Aerea da Madeira (ANAM). 


 Lecąc na wyspę Madera staraj się zająć miejsce z prawej strony przy oknie i nie na skrzydle. Wtedy przy lądowaniu będziesz miał przepiękne widoki.


Wracając zajmuj miejsce z lewej strony. Warto.

Brak komentarzy: