Nazwę miasto zawdzięcza szparagom, które dziko rosły w okolicach miasta.
Mimo że jest to stolica mieszkańców jest niewielu, mniej więcej siedemnaście tysięcy.
Jednak, jak na stolicę przystało, w jej sąsiedztwie znajduje się międzynarodowe lotnisko im. Amical Cabral wybudowane według projektu Raul Pires Ferreira Chaves.
Ten sam inżynier wybudował system pozyskiwania wody pitnej, co umożliwiło znaczące pomnożenie liczby mieszkańców wyspy.
Lotnisko powstało już w 1939 roku i służyło głównie
do lotów tranzytowych między Europą i Ameryką Południową.
Jego budowę
zainicjował włoski rząd Benito Mussoliniiego, jednak dopiero w 1949
Portugalczycy wyposażyli lotnisko w urządzenia potrzebne do obsługi lotów
międzynarodowych.
Dziś jest ono ważnym miejscem połączenia wyspy nie tylko z
archipelagiem Zielonego Przylądka, ale i Europą.
Portugalia, Niemcy, Anglia,
Holandia utrzymują stałe połączenia przywożące głównie turystów na wyspę, gdzie
praktycznie cały rok świeci słońce.
Nad miastem, w jego samym centrum góruje Monte Curral - wygasły wulkan. Wznosi się na wysokość 107
metrów.
Naga, brunatna skała pozbawiona jakichkolwiek drzew jest z daleka
widoczna.
Wzrok przykuwają przede wszystkim umieszczone na jej szczycie radary
meteorologiczne, wojskowe oraz anteny telewizyjne i radiowe.
Na jego szczycie
umieszczono również punkt widowiskowy dla turystów. Wiedzie do niego kręta,
utwardzona droga rozpoczynająca się przy ulicy Amilcar Cabral w pobliży
kościoła i hotelu Atlantico.
Z góry Curral rozciąga się rozległy widok na całe
miasto Espargos, a w dali widać dwa brzegi oceanu, po obu stronach wyspy, oraz
płaski krajobraz pustyni ze stożkami wulkanów.
Espargos posiada
jedyny na wyspie szpital oraz stadion.
Miasto, mimo że
jest stolicą nie wygląda bogato, a na jego przedmieściach wyróżniają się slumsy
biedoty.
Od strony lotniska do miasta dochodzi ładna dwupasmowa asfaltowa
droga.
Z drugiej strony Espargos zaczyna się strefa pustynna, na której króluje wiatr rozwiewający na wszystkie strony
powulkaniczny pył.
Krzewy akacjowe na pół wyschnięte i przechylone w kierunku
północnym, w którym nieustannie wieje wiatr, w pewnym momencie przestają
pojawiać się na poboczach drogi, a w zasadzie bezdroża.
To tutaj najbiedniejsi obywatele
wyspy mieszkają w metalowo-kartonowo-drewnianych szałasach bez nadziei na
polepszenie swojego losu.
Ich kartonowe budy trwają mimo wiatru.
Nie przejmują
się deszczem, bo na tych wyspach pada raz w roku.
Przebywając turystycznie na
wyspie do stolicy przybywa się tylko przy okazji dłuższego wyjazdu w celu
poznania całej wyspy.
Warto wtedy przy zimnym piwie przyjrzeć się mieszkańcom
stolicy, którzy niestrudzenie w silnym słońcu wykonują swoje codzienne zajęcia.
1 komentarz:
Byłem na Sal kilka lat temu. Osobiście to dla mnie to taka namiastka Afryki. Wycieczka po Sal to krajobraz księżycowo-pustynny. Zapraszam do siebie http://tandmpodrozniczo.blogspot.com/
Prześlij komentarz