Jadąc tam rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę jakie odległości trzeba pokonać, aby dostać się z jednego punktu wyprawy do drugiego i co można po drodze spotkać.
A, prawdę mówiąc, właśnie między tymi miejscowościami najlepiej poznamy Peru. Słowo poznamy to jednak przesada – właściwsze jest: zobaczymy Peru.
Zobaczymy codzienne życie ludzi, którzy nie żyją z pobytu turystów, ich trudy przy codziennym zdobywaniu chleba oraz radość z drobnych wydarzeń.
A przy okazji można zatrzymać się w miejscach, do których nie warto specjalnie jechać, a w ten sposób można je odwiedzić.
Podróż turystycznym
autobusem z Cusco do Puno zajmuje dzień, ale mimo że wydaje się to długo, czas
szybko mija ze względu na zmienność krajobrazu, ciekawość miejsc i możliwość
zobaczenia życia wioskowego.
Ogólnie można powiedzieć, że w tej części Peru
krajobraz dzieli się na góry i małe płaskie tereny u ich podnóża, na których
toczy się życie.
Skromne domy - często będące w ciągłej rozbudowie, gdyż
rodzina powiększa się, a każdy chce mieć swój własny kąt – przylegają do
poletek, na których uprawia się różne odmiany kukurydzy lub pasie kozy, owce,
lamy.
Gdzieniegdzie widać jeszcze drzewa. Wyżej nie będzie już tego
urozmaicenia krajobrazu.
Przyglądając się
pasącym się stadom kóz czy owiec można wypatrzeć siedzącego pasterza.
Niektóre
pola są uprawiane. W większości za pomocą motyki i pracy mięśni właściciela
poletka, rzadziej przy użyciu ciężkiego sprzętu.
Traktory są tutaj rzadkością. Niekiedy
przejeżdża się przez wioskę.
Zabudowa jest tutaj gęściejsza, a na ulicach widać
wszechobecne reklamy coca-cola i pepsi oraz najpopularniejszy środek lokomocji:
moto taxi – ogólnie rzecz biorąc rodzaj rikszy zrobionej z motoru.
Wąskie uliczki są szare, mogą sprawiać wrażenie brudnych, ale to tylko
złudzenie, gdyż najpopularniejszym środkiem budowlanym jest miejscowa glina,
która po wyschnięciu przyjmuje brązowo-szary odcień.
Na głównym placu zawsze odbywa się targ. Każdy chce sprzedać swój towar.
Worki
z kukurydzą, ziemniakami, tkaniny ręcznie robione w domowych warunkach, nieraz
pamiątki dla turystów… Kolorowe ubrania
miejscowej ludności często mieszają się z T-shirtami.
Tutaj można także spróbować
prawdziwej regionalnej kuchni. W glinianych lub aluminiowych garnkach domowe kucharki
sprzedają proste jedzenie.
W pewnej odległości
od wioski wyrasta miasto umarłych – cmentarz, ogrodzony murem, na którym
dominują proste, piętrowe grobowce, często pomalowane na niebiesko.
Przepływająca
rzeczka to miejska pralnia. Kobiety z miskami i stertami ubrań godzinami piorą,
a mokre ubrania suszą się rozłożone na krzakach. Z daleka wyglądają jak
kolorowe chorągwie witające przybyłych.
Czym bliżej Puno tym wyżej - już nie widać drzew. Tak dociera się do La Raya
najwyższego miejsca w regionie Puno (4338 metrów nad poziomem morza).
W punkcie
widokowym okoliczni mieszkańcy w ludowych strojach czekają na turystów - może
uda się coś sprzedać i w ten sposób dodać trochę grosza do skromnego domowego
budżetu.
Przed przyjazdem do Puno jeszcze jedna atrakcja: Pukara – miejscowość,
w której spogląda się na stary kościół, zwiedza muzeum, aby dowiedzieć się paru
szczegółów na temat preinkaskich kultur.
Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów i podróż dobiega do celu podróży.
Puno i
jeziora Titicaca czekaja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz