piątek, 18 września 2009

Sillustani

Sillustani to niezwykły cmentarz ludu Colla, nad jeziorem Umayo w Peru. Nekropolia nie jest rozległa. Nie ma tu drzew pokrytych liśćmi, przy brzegach widać tylko małe, cherlawe kikuty, które latem pewnie dzielnie walczą o każdą kroplę wody.Kiedy wszedłem na pagórek, nagle jak spod ziemi wyrosły przede mną chullpas - okrągłe grobowce w kształcie wież wybudowane przed XV w. To w nich grzebano, w pozycji płodowej, ciała zmarłych, raczej ich mumie.

We wnętrzu każdej wieży znajduje się komora, w której, jak w mistycznej macicy, niektórzy próbują dzisiaj otworzyć się na nieziemskie doznania i wrócić do ciepłego łona matki. Wejścia do grobowców wychodzą na wschód, gdzie matka Ziemia, Pachamama, codziennie wydaje na świat swego syna Słońce.


Gdzieniegdzie na kamieniach widać cień rzucany przez rzeźbę pumy, węża czy kondora symbolizujących ziemię, powietrze i niebo. Groby już dawno splądrowano, wynosząc wszystko, co było cenne. I oto w latach 70. XX w. przy jednej z wież, na głębokości metra, znaleziono bezcenny skarb: dzwonki, puchary, naszyjniki i inne ozdoby - wszystko ze szczerego złota!

Zbaczając nieco z głównej ścieżki, trafiam do środka słonecznego kręgu. Wystające z ziemi resztki ogromnych kamieni wyglądają jak połamane zęby. Obok znajduje się krąg Księżyca.
Niektórzy oczami wyobraźni widzą jeszcze na kamieniach krew lam składanych w ofierze podczas obrzędów żałobnych. Podobno, jeśli chodzi o arystokrację, na lamach się nie kończyło - notable potrzebowali przecież w zaświatach służby i rodziny.



Siadam na kamieniach i rozglądam się po okolicy. Na środku jeziora płaska jak stół wyspa, ani jednego drzewa. Chmury zdają się zgniatać horyzont. Ciemne, gęste i ciężkie prawie dotykają wierzchołków gór. Im bliżej, tym bardziej zamieniają się w przezroczystą mgiełkę, by rozpłynąć się zupełnie, zanim znajdą się nad moją głową. Góry o pofałdowanych miękkich kształtach są prawie na wyciągnięcie ręki. Ich odbicie w wodzie nadaje otoczeniu nierealny wygląd, jakby nie z tego świata. Warto było tu przyjechać, choćby po to, by posiedzieć nad brzegiem Umayo...

Sillustani zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Wysoko położony czerwonawy płaskowyż, a w dole ciemnobłękitne, tajemnicze jezioro Umayo wyglądające jak miejsce spoczynku duchów dawno zmarłych mieszkańców tych ziem. To najbardziej niezwykłe i uduchowione po Machu Picchu miejsce w Peru. W dodatku nie ma tam tłumów turystów, można więc spokojnie kontemplować zewnętrzną i ukrytą urodę tej nekropolii.

W Sillustani najpierw budował groby wieżowe lud Colla mówiący językiem aymara, a zwyczaj ten przejęli od nich Inkowie, którzy podbili te tereny na 100 lat przed przybyciem Hiszpanów. Wieże pochówkowe, zwane chullpas, służyły głównie elicie plemiennej, a cały ten teren był miejscem sakralnym, gdzie odbywały się liczne obrzędy i ceremonie.
Groby wieżowe występują nie tylko w tym miejscu, ale spotkać je można na Altiplano zarówno w Peru, jak i w Boliwii. Różna jest też ich konstrukcja-tutaj są okrągłe i zbudowane z kamienia, gdzie indziej jako budulca używano cegły adobe, a sama chullpa powstawała na planie kwadratu. Co więcej, podobne konstrukcje zwane tupa odkryto na Wyspie Wielkanocnej. Zmarłych umieszczano w chullpas w pozycji embrionalnej i zaopatrywano w przedmioty codziennego użytku oraz ozdoby.
Sillustani (32 km od Puno) leży z dala od głównej drogi między Puno a Juliaca. Można złapać autobus między tymi miastami, wysiąść na skrzyżowaniu i czekać, aż kierowca autobusu turystycznego ulituje się i nas zabierze. Najlepiej więc wykupić wycieczkę w jakimś biurze turystycznym czy hotelu - kosztuje ok. 5 dol. (w tym bilet wstępu do małego muzeum i na cmentarz), trwa ok. 3 godz. Do Puno można dojechać autobusem z Arequipy (12 godz.), z Cuzco (14 godz.), z Limy (42 godz.), z La Paz (5 godz.). W niektóre dni kursuje pociąg z Cuzco (11 godz.) i z Arequipy (10 godz.).

Brak komentarzy: