czwartek, 15 grudnia 2011

Puno

Do miejscowości Puno turysta przybywa, aby od peruwiańskiej strony dostać się na jezioro Titicaca i odwiedzić pływające wyspy Indian Uros.
Miasto położone jest na wysokości 3830 m nad poziomem morza i liczy około 125 tysięcy mieszkańców, z tego koło 10% to studenci. Najlepiej patrzeć na nie z pobliskich wzniesień, gdzie zrobiono punkt widokowy  - stojąc obok ogromnej pumy i węża spogląda się na szare miasto i jezioro.





Miasto Puno zostało założone w 1668 roku przez wicekróla Pedro Antonio Fernandez de Castro jako stolica prowincji Paucarcolla. Obecnie jest stolicą regionu Puno. Stanowi głównie bazę wypadową do zwiedzania okolic miasta i samego jeziora Titicaca. 



Z atrakcji turystycznych na głównym placu miasta (Plaza de Armas) warta obejrzenia jest katedra z okresu kolonialnego z fasadą w stylu baroku metyskiego. 




Oczywiście jednym z moich ulubionych sposobów spoglądania na miasto i jego mieszkańców jest siedzenie w jednej z licznych knajpek, delektowanie się miejscowymi smakołykami i obserwowanie mieszkańców. Nie trudno się domyślić, że większość z nich ma za przodków Indian. 




Miałem możliwość  przyglądać się orszakowi pogrzebowemu. Myślę, że był to pogrzeb kogoś ważnego z miejscowej społeczności, gdyż obok skromnej orkiestry kroczyła młodzież szkolna ubrana w charakterystyczne czerwone mundurki.





Przy porcie znajduje się XIX łódź motorowa Yavari brytyjskiej produkcji. Łódź została przywieziona tutaj w częściach i zmontowana. Obecnie jest pływającym muzeum. 



Można też odwiedzić Muzeum Carlos Dreyer z wystawą ceramiki i złotych przedmiotów okresu prekolumbijskiego. Ciekawym doświadczeniem może być wycieczka do Museu da Coca e Dos Costumes czyli muzeum koki i zwyczajów, w którym znajduje się ekspozycja o roli liści koki w kulturze andyjskiej.



Ciekawe są okolice Puno. Poza punktami archeologicznymi (Sillustani, Pomata) można zwiedzić skromne gospodarstwa miejscowych wieśniaków. Przy głównej drodze, przed domami stoją mieszkańcy oferujący turystom wejście do ich domostw. Oczywiście liczą na skromne datki lub kupno wyrobów, które sami  wykonują.




Warto skorzystać z zaproszenia i za parę dolarów przyjrzeć się jak mieszka się na wysokości ponad 3 tysięcy metrów nad poziomem morza. W krajobrazie  bez żadnego drzewa. Miejscu, gdzie przy oddychaniu czuć rozrzedzone powietrze.



„W programie” zdjęcia z lamą, zwierzęciem dającym wiele dobra dla właściciela, obejrzenie skromnych pomieszczeń mieszkalnych, wielości rodzajów kartofli, kukurydzy, przyjrzenie się metodom uprawy ziemi za pomocą prymitywnych motyk, no i oczywiście hodowli świnek morskich przeznaczonych na zjedzenie przez swoich gospodarzy. 






Każde gospodarstwo jest rodzinne i w zasadzie samowystarczalne. Uprawa kukurydzy, wytwarzanie mąki, pieczenie pieczywa, strzyżenie lam i tkanie - wszystko robione jest w ramach jednej rodziny na własne potrzeby.






Wizyta turystów zapewnia minimalny wpływ gotówki przeznaczonej na niektóre luksusowe rzeczy, za które trzeba zapłacić.

Brak komentarzy: