wtorek, 27 października 2009

Indianie Uros

Peru to niesamowity kraj, o niezmiernie bogatej historii. W każdym miejscu spotyka się przedkolumbijskie ślady mieszające się ze współczesnością.

Większość kraju leży na wysokości około 3500 – 4000 metrów nad poziomem morza. W związku z tym oddychanie jest utrudnione. Każdy krok pod górę to niesamowity wysiłek. Po przejściu 30 m w górę większość turystów zatrzymuje się, żeby złapać oddech. Z wysokością związany jest też ból głowy. Wszechobecna herbata z liści koki pobudza organizm do lepszego funkcjonowania i troszkę zmniejsza ból głowy. Jednym z celów mojej podróży było miasteczko Puno, a właściwie przylegające do miasta jezioro Titicaca, uważane za najwyżej położone na świecie żeglowne jezioro świata. Znajduje się na wysokości 3821 m npm. Jego średnia głębokość to 140 – 180 m (maksymalna 304). Jest też największym wysokogórskim jeziorem świata – jego powierzchnia wynosi 8300 km2; ma 230 km długości i 97 km szerokości. Podzielone jest między dwa kraje: Peru i Boliwię.
Nazwa Titicaca pochodzi z języka Indian Keczua i oznacza dwa zwierzęta: pumę – titi oraz gatunek zająca – caca, gdyż kształt jeziora przypomina właśnie te dwa zwierzęta.
Z powstaniem jeziora związana jest indiańska legenda, według której w tym miejscu była kiedyś bardzo żyzna dolina. Mieszkali w niej wspólnie bóg Inti i ludzie. Mieszkańcy mogli korzystać ze wszystkich dobrodziejstw miejsca, ale nie mogli wchodzić na okoliczne wzgórza. Jednak, jak to zwykle bywa, ludzie nie usłuchali zakazu i nękani ciekawością weszli na wzgórza. Zbudzili w ten sposób wygłodniałe pumy, które ich pożarły. Widząc to bóg Inti rozpłakał się, a z jego łez powstało jezioro, którego woda do dziś ma lekko słonawy smak.Mimo niewątpliwego piękna nie samo jezioro przyciąga do Puno tłumy turystów z całego świata, lecz łatwość dostępu stąd do pływających wysp Indian z plemienia Uros.
Wody jeziora porośnięte są rodzajem trzciny zwanej totora. To właśnie totora jest powodem niezwykłości tego miejsca.
Z portu w Puno w godzinach rannych bez problemu można wynająć motorówkę w kierunku wysp Uros. Kilkadziesiąt minut płynięcia łódką i na horyzoncie wyłaniają się pływające wyspy z żółtymi domami, zbudowanymi z wysuszonej trzciny totora.
Totora ma długie i gęste korzenie, które łączą się ze sobą, tworząc dosyć stabilną platformę, po której można chodzić. Właśnie ten fakt wykorzystali Indianie Uros. Odkryli, że naturalne platformy totora mają około 3 metrów grubości i utrzymują znaczny ciężar, nadając się do budowania wysp. Największe z wysp mają średnicę około 20 metrów, a jej wybudowanie trwa około roku. To właśnie na tych platformach budowane są domy ze ściętej trzciny totora.
Indianie Uros od wieków chcieli być niezależni od pozostałych plemion indiańskich, zamieszkujących ten region. Aby Inkowie nie podbili ich, zrezygnowali z pobytu na stałym lądzie i przenieśli się na pływające wyspy. Zgodnie ze swoimi wierzeniami Uros mają czarną krew i właśnie strach przed jej wymieszaniem z krwią zwykłych śmiertelników był jednym z powodów izolacji na pływających wyspach.
Prawdę mówiąc, było to też dla nich błogosławieństwem, gdyż izolacja uchroniła ich od wielu groźnych chorób i pozwoliła zachować własny język. Do niedawna używali języka uros, w przeciwieństwie do reszty Peru, gdzie obok hiszpańskiego powszechnie używa się języka kechua lub aymara.
Indianie Uros są bardzo gościnni, chętnie przyjmują turystów i pokazują im jak żyją, gdyż jest to dla nich jeden ze sposobów utrzymania. W zamian za przyjęcie zostawia się dla nich owoce, których na wyspach nie można wyhodować oraz kupuje się ręcznie wykonane ozdoby.
Na każdej z wysp mieszka kilka rodzin, które mają swojego wodza. Wódz decyduje o każdym aspekcie życia mieszkańców wyspy. Jak sami Indianie przyznają, nieraz dochodzi do kłótni między wodzem i którymś z mężczyzn z tej samej wyspy – wtedy biorą piłę i rozpoczyna się przepiłowanie wyspy na dwie części. Poszczególne rodziny mogą wybrać, z którym wodzem chcą pozostać. Zbuntowany nowy wódz z rodzinami, które wolą jego rządy, odpływa kawałek dalej ze swoją częścią wyspy. Jako że wyspy są rzeczywiście pływające, każda z nich przywiązana jest do rodzaju kotwic, które utrzymują je w miejscu.
Po przypłynięciu na wyspy Uros najgorszy jest pierwszy krok, gdyż nie ma się świadomości stabilności podłoża. Podczas chodzenia wyczuwa się lekkie kołysanie podłożem, ale ogólnie jest to dość przyjemne uczucie.
Trzcina totora jest wszechobecna. Na części wyspy rośnie ona naturalnie, na głównym placu jest wycięta i wyschnięta – służy za dywan. Ścięta trzcina dosyć szybko zaczyna gnić, dlatego mniej więcej co dwa tygodnie trzeba wymieniać dywan na świeży.
Większą trwałość mają domy budowane z plecionej totory – ich trwałość obliczona jest na około siedem miesięcy, po tym okresie przez około tydzień budowany jest nowy domek. Na wyspie odbywa się normalne życie – takie, na jakie pozwalają warunki. Prymitywne palenisko pełni rolę kuchni. Palenisko rozłożone jest na wilgotnych korzeniach totory, chroniących wyspę od spłonięcia.
Totora to nie tylko materiał budowlany, ale i pożywienie. Młode pnącza często są zjadane przez Indian Uros. Jako że jezioro jest ich domem, podstawę diety stanowią ryby oraz kartofle uprawiane na wyspach. Dietę uzupełniają świnki morskie, hodowane przez mieszkańców – to peruwiański przysmak narodowy. Uprawa warzyw, które nie wymagają dużej ilości ziemi jest możliwa dzięki przywiezieniu ze stałego lądu niewielkiej ilości ziemi i rozsypania jej na wyspowych poletkach, które dla uzyskania większego ciepła przez wiele dni przykryte są wszechobecną totora.
Ubrania Indian Uros mają charakterystyczne jaskrawe kolory. Czerwony, niebieski, złoty to typowe kolory ubrań kobiet. Naturalna biel charakteryzuje męskie stroje.
Totora to również materiał do tworzenia łódek zwanych balsa, którymi można przemieszczać się między poszczególnymi wyspami.
Na jednej z wysp znajduje się miejscowa szkoła, a w niej radosne i niezwykle głośne dzieci. Zaskoczeniem był widok dzieci kąpiących się w wodach jeziora – temperatura wody jest raczej niska. Mimo tego gromadka dzieci z radością chlapała się w wodzie.
W szkole indiańskie dzieci, w zamian za przywiezione prezenty: parę ołówków i blok rysunkowy, zaśpiewały kilka tradycyjnych pieśni oraz zaczęły z dziecięcą prostotą bawić się z nami.
Na wyspach widać już ślady udogodnień XXI wieku: baterie słoneczne, odbiorniki radiowe, telewizor w świetlicy, przy którym wieczorami Indianie gromadzą się, aby obejrzeć nowele filmowe.
Życie na wyspach jest bardzo ciężkie. Z powodu wysokości i dużej wilgotności panuje tam ciągle niska temperatura, do której – jak twierdzą sami mieszkańcy można się przyzwyczaić.

Brak komentarzy: