środa, 14 października 2009

Rio Cueiras

W poniedziałek o 5.30 w Novo Airão świat zaczyna budzić się z nocnego odpoczynku. Delikatnie światło poranka zwycięża nad ciemnością nocy. Z każdej strony słychać głosy wskazujące, że zaczyna się kolejny zwyczajny dzień. Od strony Rio Negro słychać odgłosy pojedynczych silników wprawiających w ruch małe łódki. Kogut pianiem obwieszcza narodzenie się nowego dnia. Brzęk garnków i zapach parzonej kawy zwiastuje śniadanie dla wielu rodzin. Na zielonej w żółte pasy mieszkalnej barce „Jabuti” trwa niecodzienny ruch. Wraz z jej właścicielką Ellitą za chwile wyruszę, aby zapoznać się z Rio Cueiras. Silnik już się rozgrzewa. Ostatnie czujne spojrzenie Ellity na mechanizm i wyposażenie i już można odwiązywać linę cumowniczą. Rozpoczyna się sześciodniowa przygoda. Po chwili wschodzące słońce nagradza nam trud wczesnego wstania. Czerwona tarcza słońca wznosi się nad rezerwatem archipelagu wysp Anavilhanas ukazując nam wspaniałość barw, którą cieszyć się mogą ci, którzy z samego rana gotowi są wstać do swoich zajęć. Przed nami 18 godzin podróży.
„Jabuti” to były pełnomorski jacht o aluminiowym kadłubie, który po wielu przygodach zamienił żagiel na silnik i po przeróbkach, dokonanych własnoręcznie przez Ellitę, stał się wygodnym pływającym domem. Zamiana żagla na silnik pozwoliła na spokojne pokonywanie rzek amazońskich, jednak, jako nieprzystosowana do takiego typu napędu, łódka przemierza Rio Negro z „szaloną” prędkością siedmiu węzłów.
Celem naszej podróży jest zobaczenie dzikiej puszczy amazońskiej nad brzegami rzeki Cueiras. Mamy nadzieję zobaczyć żółwie, które w tym okresie składają jaja oraz, królujące wśród węży, anakondy. Z założenia, mimo sporej ilości zapasów, jedziemy „na biedaka” czyli będziemy żywić się tym, co znajdziemy w puszczy amazońskiej. Nie łudzimy się i nie liczymy na znalezienie owoców, które mogłyby zaspokoić nasz głód - tych po prostu nie ma w dziko rosnącej puszczy. Mamy jednak spinning i ogromną ochotę na świeżą rybkę, np. tukunare upieczoną na plaży czy usmażoną na patelni.
Pierwsze siedem godzin płyniemy wśród niezliczonych wysp z archipelagu Anavilhanas. Mimo że mamy już koniec września, jeszcze jest dużo wody w rzece. Każdego roku amazońskie rzeki od grudnia do końca lipca przybierają o 10 – 15 metrów, aby następnie w okresie suszy oddać zbyt duży zapas wody. W niektórych miejscach pokazują się piękne plaże, jednak płynąc wówczas trzeba bardziej uważać na mielizny i wystające pnie zalanych drzew, zderzenie z którymi może poważnie uszkodzić statek. Co jakiś czas słodkowodne delfiny, zaczerpując powietrza, spoglądają z zaciekawieniem na nas, tak jakby chciały zapytać dokąd zmierzamy.
Za nami został archipelag wysp - jak twierdzą Brazylijczycy, jest to największy na świecie archipelag wysp na słodkowodnej wodzie. Wpływamy do rzeki Cueiras.
Po lewej stronie mijamy osadę Indian Kambega. Osada rozczaruje wszystkich, którzy myślą o dziko mieszkających Indianach, z opaską wokół bioder, z łukiem w ręku i malunkiem na twarzy polujących wśród amazońskiej puszczy. Przed nami wyłaniają się stojące na palach drewniane domki, przykryte blachą. Wśród budynków wielkością wyróżnia się szkoła oraz ośrodek zdrowia. To owoc rządowych projektów zapewniających wykształcenie i opiekę zdrowotną. W tych osadach wykształceni Indianie zatrudnieni na etacie nauczyciela uczą dzieci w szkole podstawowej. Również wykształcone Indianki, pielęgniarki, troszczą się o zdrowie swoich współplemieńców.
Im dalej wpływamy w rzekę Cueiras, tym jej koryto staje się coraz bardziej wąskie, kręte i zarośnięte drzewami.
Od czasu do czasu mijamy Indian, którzy na małych łódkach, napędzanych popularnymi w Amazonii silnikami zwanymi „rabeta”, udają się na połów ryb albo w odwiedziny do sąsiednich osad. „Rabeta” to ekonomiczny silnik spalinowy z długim ogonem, na końcu którego znajduje się śruba okrętowa - ogon to po portugalsku „rabo”, stąd popularna nazwa „rabeta” dla tego typu silnika.
Coraz częściej mijamy wystające z wody pnie drzew, które tworzą piękny widok starego, zniszczonego lasu. Wpływamy do igarape Escondido - tutaj przenocujemy. Stojące wśród wystających z wody suchych pni drzew Escondido przygotowało dla nas wspaniałe przyjęcie. Zachód słońca w absolutnej ciszy to nagroda za całodniową podróż. Niebo co chwila zmienia swoją barwę. Wszystkie odcienie czerwieni ukazują się przed naszymi oczami. Po chwili jednak widowisko kończy się i ogarnia nas nieprzenikniona ciemność.
Jest szósta po południu. Puszcza budzi się do życia. Odzywają się różne gatunki żab i chrząszczy. Wspaniały koncert nie trwa jednak w nieskończoność. Nagle zalega cisza i po chwili słychać tylko nawoływania ptaków. Później w nocy rozpoczyna się kolejny żabi koncert - to inny gatunek przypomina o swoim istnieniu. Noc w puszczy to doświadczenie różnorodnych głosów, które budzą się do życia o określonej porze. Ci, którzy mają troszkę doświadczenia spania w puszczy, potrafią na podstawie odgłosów określić, która jest godzina. Zaskoczeniem jest brak stworzonek typu komary, które swoim istnieniem potrafią przerodzić w piekło niejedną noc. Nie trzeba używać moskitiery, aby mieć spokojną noc wśród nocnego puszczańskiego koncertu.
Wraz z nadejściem świtu, o 6 rano, koncert ptaków zachęca nas do podjęcia wyzwań kolejnego dnia przygody. Aromat ciepłej kawy budzi nas z resztek snu. Ruszamy w górę rzeki Cueiras. Prąd jest silny, ale nasz statek, dzięki sternikowi, dzielnie daje sobie radę, wymijając pnie wystające z wody. Słodkowodne delfiny towarzyszą naszej podróży. Motyle w kolorach tęczy tańcem wskazują nam na piękno, jakie otwiera przed nami Amazonia. Mijamy ostatni domek z rzadka spotykanych mieszkańców. Po trzech godzinach docieramy do celu naszej podróży. Mimo że poziom wody, jak na tę porę roku jest wysoki i plaże jeszcze nie ukazały się w całej swojej okazałości, zgodnie z planem zatrzymujemy się przy igarape do Tucunare.
Zaraz po zacumowaniu udajemy się motorówką na poszukiwanie śladów obecności żółwi i anakond. Rozpoczynamy krótką, lądową, część naszej przygody. Przedzierając się wśród traw i krzaków szukamy śladów żółwiej obecności. Trzeba uważać na długie, ostre kolce niektórych palm. Niepozorną, a ostrą jak brzytwa, trawę zdolną przeciąć skórę. Spoceni po dłuższym poszukiwaniu dajemy za wygraną. Jutro rano znowu będziemy próbować naszych sił.
W drodze powrotnej, jako że płynęliśmy wiosłując, udało nam się zaskoczyć naszych sąsiadów. Czteroosobowa rodzina wydr bawiła się w najlepsze kiedy wracaliśmy na „Jabuti”. Najmłodsi z rodziny wychodzili na stromy brzeg i zjeżdżali do wody. Starsi bawili się z nimi w wodzie. Po pewnym czasie zostaliśmy zauważeni. Groźne parsknięcia i szczerzenia zębów miały nam pokazać, że to terytorium jest już zajęte i mamy poszukać sobie innego miejsca. Spokojnie przepłynęliśmy obok wydr i udaliśmy się do naszej barki.
Kolejny dzień to ponowne poszukiwanie żółwi i węży. Niestety, na naszej drodze spotkaliśmy tylko wiele miejsc, gdzie już dawno temu żółwie złożyły jaja - często zostały wyjęte przez różne stworzenia . Rozrzucone skorupy pokazywały nam ślady bytności wielu zwolenników żółwich jaj. Nie udało nam się spotkać też żadnej anakondy. Wiele miejsc gdzie miały swoje gniazda i drogi, które przemierzały utwierdziły nas w przekonaniu, że w tym roku zbyt późno przybyliśmy.
Kiedy koło godziny 9.00 słońce zaczęło mocniej prażyć, rozpoczęliśmy naszą wyprawę w górę Rio Cueiras, aż do Rio Branquinho. Piękna wyprawa, podczas której, mimo dużej ilości wścibskich muszek, udało się zaobserwować wiele ptaków wodnych i złowić tucunare.



Płynąc wśród powalonych konarów zbliżając się do wysokich drzew dało się słyszeć niesamowity hałas. To piękne niebiesko żółte papugi araras przypominały że one tutaj są królami.

Nocna wyprawa na poszukiwanie zwierzyny również nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wysoka woda sprawiła, że żaden przedstawiciel dzikiej zwierzyny nie zechciał przy nas zejść, aby napić się wody. Jedynie błyszczące w świetle oczy krokodyli przypominały, że w każdym miejscu Amazonii, aby zdobyć pożywienie trzeba się namęczyć.
Mimo częściowych niepowodzeń, gdyż nie udało się nam zobaczyć żółwi ani węży, wyprawa była wspaniała. Obcowanie z naturą, kompletna cisza przerywana tylko śpiewem ptaków i wrzaskiem papug jest nie do opisania. Cudowne potrawy ze świeżych ryb, zjadane w cudownym klimacie Amazońskich nastrojów, nie mają sobie równych w żadnej restauracji. Niestety nasza przygoda nie mogła trwać wiecznie. Żal było opuszczać piękną Rio Cueiras, jednak obowiązki wzywały.
W najbliższych latach Rio Cueiras ma być zamknięta w celu ochrony naturalnego środowiska, więc możliwe, że było to ostatnie spojrzenie na wspaniałości tego zakątka Amazonii.

Brak komentarzy: