środa, 19 listopada 2014

Obidos

Domki z bielonymi ścianami wykończonymi żółtymi, błękitnymi lub czerwonymi obwódkami.
Z dachami pokrytymi rdzawymi dachówkami porośniętymi mchem.





Wąskie, brukowane uliczki.



Dużo zieleni i kwiatów w doniczkach.



Całość otoczona całkiem wysokim murem miejskim.



Óbidos wygląda jak prawdziwe miasteczko z bajki!



Jeśli ma być jak w bajce, to trzeba zacząć tak: dawno, dawno temu rządzili tu Maurowie, którzy wybudowali na wzgórzu fortecę.



Przed nimi okolica znajdowała się pod panowaniem Wizygotów, a jeszcze wcześniej Rzymian.



Jednak w 1148 r. król portugalski Alfonso Henriques zdobył Óbidos, przypieczętowując tym samym podbój regionu Estremadury.



Óbidos dwukrotnie dawane było w darze królowym Portugalii.



Pierwszy raz miasto podarował swej żonie Urracy król Afonso II w 1210 r.



72 lata później w Óbidos odbyły się zaślubiny króla Dinisa i królowej Izabeli, a ślubnym prezentem dla małżonki było właśnie samo miasteczko.



Od tego czasu, aż po 1834 r. Óbidos było wianem portugalskich królowych.



Czy nie świadczy to o wielkim uroku tego miejsca?



Ten urok sprawia, że miasto stało się popularną atrakcją turystyczną regionu.



Gości wabią jednak nie tylko stare mury i śliczne, wąskie uliczki, ale także przeróżne imprezy i festiwale, takie jak Festiwal Średniowieczny czy Festiwal Czekolady.



Wówczas na głównych ulicach miasta kłębią się całkiem spore tłumy.



Ja jednak wolę zgubić się gdzieś z boku, z tyłu, gdzie prawie nikogo nie ma.



Można podpatrzeć, jak na rozgrzanych dachówkach wylegują się koty.



Jak na ławeczkach siedzą i dyskutują panowie w kaszkietach.



Jak na tle zabytkowych murów suszy się dopiero co wywieszone pranie.



Przyjemny jest też spacer po murach otaczających Óbidos.



Stąd doskonale widać, jak chaotycznie pokręcone są uliczki miasta, jak czysta to okolica, jak kolorowe i wesołe są domy.



A wracając do bajek…



Bajeczny jest też likier wiśniowy pochodzący z Óbidos, czyli słynna ginja (nazywana też ginjinha).



Słodkawy ale niezbyt mocny napój, często z wisienką (która potrafi lepiej uderzyć do głowy, niż sama nalewka) podawany jest tu w jednorazowych kieliszkach.



Ich jednorazowość polega na tym, że po wypiciu ginji kieliszek… zjada się!



Jest on zrobiony z czekolady. Pyszności :)



I tak wracamy do pierwszej bajki, bo niektórzy twierdzą, że drzewka wiśniowe pojawiły się w okolicy wraz z Rzymianami, choć są też zwolennicy teorii, że rosły tu już wcześniej.



Jednak to klasztory istniejące tu w XVII w. miały największy wpływ na gastronomię regionu, w tym także na produkcję pysznego wiśniowego likieru.



Spopularyzował go natomiast José Duarte Ferreira Montez, który ponad 50 lat temu w Óbidos otworzył pierwszy bar, gdzie serwowano ginję, chociaż wówczas jeszcze nie zjadano kieliszków :).



Już dawno miasto wpisano na listę UNESCO, kiedyś dotykało swoimi murami wód oceanu, dziś odrestaurowane, średniowieczne mury otaczają wybrukowane uliczki i białe domy tworząc klimat tego. 



Jakbyśmy chcieli w kilku słowach podsumować Obidos, to można by je określić jako malutkie, zwarte miasto, otoczone średniowiecznymi murami, które kryją w sobie labirynt brukowanych uliczek, który przecina sieć białych domów  z niebieskimi i żółtymi wykończeniami oraz morzem kwiatów.



Wielkie trzęsienie ziemi, które nawiedziło Portugalię w 1755 roku, nie oszczędziło równie Obidos.



Jednak zniszczone budynki zostały precyzyjnie zrekonstruowane na istniejących fundamentach, a przy tym zachowano układ ulic i domów.



To właśnie dzięki temu miasteczko dziś wygląda jakby zostało przeniesione z przeszłości.



Ciekawostką jest to, że na kilku fragmentach murów obronnych zobaczyć można metalowe elementy służące do cumowania okrętów.



Dlaczego? Jeszcze kilkanaście wieków temu Óbidos miasto stykało się z falami Atlantyku, które obmywały miejskie mury.



Do miasta najlepiej dostać się przez południową bramę Porta da Vila pochodzącą z 1380 roku, która zachwyci nas m.in. XVIII-wiecznymi niebieskimi płytkami azulejos oraz niesamowitą grą światła. 



Wchodzimy przez nią na główną ulicę miasta - Rua Direita, która wiedzie nas placu  św Marii, gdzie znajduje się manueliński pręgierz ozdobiony motywem sieci rybackiej.



Jest to emblemat królowej Dony Leonory, żony Jana II, która wybrała ten motyw, by oddać cześć rybakom, którzy bezskutecznie usiłowali uratować jej tonącego syna.



Na placu znajduje się również kościół Santa Maria, w którym w 1441 roku odbył się ślub przyszłego króla Alfonsa V z jego kuzynką Izabelą.



Kościół posiada jasne wnętrze z malowanym drewnianym stropem, a jej ściany pokryte są typową dla sztuki portugalskiej XVII-wieczną mozaiką z azulejos.



Warto również spojrzeć na ołtarz, gdzie znajduje się pochodzący z 1661 roku obraz "Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny" pędzla Josefy de Obidos.



Następnie warto udać się w spacer po starym mieście Obidos, które bez problemu zwiedzimy na nogach całe.



Pozwólmy się zagubić sobie w labiryncie bielonych domów, niebieskich i żółtych wykończeń, wszechobecnych kwiatów oraz... braku kiczowatych reklam.



A to dlatego, że część okolona średniowiecznymi murami  została objęta ochroną UNESCO i w związku z tym wszystko, co się tam dzieje, obwarowano srogimi rygorami.



Na koniec naszej wędrówki po Obidos wybierzmy się na zamek króla Dinisa, przebudowany przez Alfonsa I Zdobywcę po wyzwoleniu miasta z rąk Maurów w 1148 roku.



Możemy wejść na mury zamku, z których rozciąga się wspaniały widok na okolicę.



Ze ścieżki wzdłuż blanków zamku rozciąga się malowniczy widok na miasteczko i okolicę.



Jeśli po wizycie na zamku mamy jeszcze czas i siły, by zwiedzać, to nie zapomnijmy, że łącznie w Obidos znajduje się 14 kościołów i kapliczek, a także cała masa sklepów i kramów z lokalnym rękodziełem, które jeśli nie kupić, to przynajmniej warto zobaczyć.

Brak komentarzy: