wtorek, 24 marca 2009

Boliwia częśc 2

Bardzo ładne są tutejsze kościoły, wiele z nich pamięta czasy kolonialne, w nowsze często są budowane na ich wzór. Piękne wysokie ceglane budowle dominują nad miastem. Zaskakuje duża ilość wiernych w kościołach również poza godzinami Mszy św. Przy większości figur i obrazów znajdują się miejsce na zapalenie świeczek, konieczny element duchowości południowo amerykańskiej. Ludzie w każdym wieku zatrzymują się przy figurze świętego i zanoszą swoje modlitwy, z wiara dotykają figurę, zapalają przed nią świeczkę.
W Santa Cruz robi wrażenie ilość ludzi będących na ulicy. Szokiem był wtorek kiedy na ulicy nie było praktycznie nikogo. Przy moim szczęściu trafiłem na strajk generalny przeciwko rządowi Evo Morales. Od północy wszystko zamknięte, dobrze ze mojego hotelu nie zamknęli tez. Opozycja zmusiła wszystkich do zamknięcia wszystkiego co tylko można. Na ulicach przez cały dzień nie ma praktycznie nikogo. Są zamknięte sklepy, urzędy, kościoły, targi, restauracje… mam nadzieje ze strajk się skończy tak żebym jutro mógł cokolwiek zobaczyć.


Boliwia to kraj w ponad 50% położony wysoko w górach (stolica La Paz na wysokości ponad 4000 metrów, najwyższy szczyt ma ponad 6000 metrów) albo zarośnięty lasami. Sprzyja to życiu dzikiej zwierzyny i trzeba przyznać że mają tego pod dostatkiem. Pumy, jaguary, niedźwiedzie, papugi, krokodyle, kajmany, węże, małpy, pancerniki to normalka w tych okolicach. Daje się to zauważyć szczególnie w sklepach z wyrobami typu cepelia, gdzie na porządku dziennym są w sprzedaży wypchane małe kajmany, często jest zrobiona z nich orkiestra, czy paski, portfele, buty z krokodyla. Pasek z krokodyla niestety nie stał się moja własnością gdyż nie przewidzieli rozmiaru który by na mnie pasował, jakość tak się zdarzyło że wszystkie były za krótkie. Pięknie wygląda skóra krokodyla – takie niedużego około 1,5 metra wisząca na ścianie – w sumie nie chcieli droga za nią tylko 100 dolarów. Pancerniki często są tutaj przerabiane na takie małe gitary, nie wiem jak się to nazywa w tutejszym języku. Można by było zaopatrzyć się w takie egzotyczne pamiątki ale trochę strach czy na którejś z granic się tym nie zainteresują.




Takim wyjazdom zawsze towarzyszy pytanie o jedzenie. Ogólnie rzecz biorąc nie maja jedzenia super dobrego, ale też to co dają jest zjadliwe. Pierwszym mankamentem jest to że często to co podają wygląda mało apetycznie na talerzu. Ceny są niskie. Obiad poza centrum można spokojnie zjeść za około 2$, w centrum obiad to wydatek około 4 – 5 $. W jadłospisie mają nawet coś co podobne jest do naszego rosołu tylko ze mniej przejrzyste i w to wsadzona jest sztuka mięsa, najczęściej całe łódko, smakuje jak gotowany kurczak tylko ze można się przy jedzeniu porządnie ubrudzić. Potrawy z kurczaka ogólnie charakteryzują się tym, że są podawane połówki kurczaków w całości z różnymi dodatkami. Bardzo dobrym daniem – mimo nienajlepszego wyglądu jest kaczka w ryżu, podobna troszkę do risotto. Chodząc ulicami miasta często napotyka się bardzo intensywny zapach pomarańczy. Winne za to ponoszą uliczni sprzedawcy soków ze świeżych pomarańczy. Na wózku maja oni specjalna maszynkę (podobna to takiej małej tokarni) służącą do obierania pomarańczy i przy chętnym na sok ze świeżych pomarańczy wyciskają sok z odpowiedniej ilości pomarańczy. Do wyciskania soku tez maja odpowiednia prasę. Tylko dla samego widoku jak to robią warto nabyć u nich sok. Sam sok jest bardzo dobry i dwa pomarańczę starczą na troszkę więcej niż jedna szklankę soku. Sok z dwóch pomarańczy to wydatek około 0,35$. Jak już jesteśmy przy jadłospisie to warto wspomnieć o winach. Boliwia ma najwyżej na świecie położone winnice i nimi słuszni się szczyci. Warto spróbować wina z winnic Cepas de Altura, to właśnie tak są oznakowane te najlepsze najwyżej położone winnice.




Brak komentarzy: