czwartek, 26 stycznia 2012

Fado

Brzmieniem, które najmocniej kojarzy się z Portugalią, są bez wątpienia rzewne nuty fado. Fado dosłownie oznacza "los" i jest portugalską odmianą bluesa, jednak jedyne wspólne elementy to korzenie obu rodzajów muzyki - zanim zyskały popularność, śpiewali je robotnicy i biedota.


Ten gatunek muzyki powstał na początku XIX wieku w Lizbonie, a dokładniej w spelunkach Mourarii  i Alfamy, najstarszej (XI w.) dzielnicy Lizbony - nazwa pochodzi od arabskiego "al Hamma", co znaczy gorące źródła. To tutaj znajduje się  Sé (Katedra Matka), religijne centrum miasta i Castelo de Sao Jorge (Zamek św. Jerzego), kolebka Lizbony.


Fado łączy w sobie tradycyjne opowieści z rytmami tańców afrykańskich niewolników i arabskich piosenek. Badacze zajmujący się rozwojem fado twierdzą, że pierwszymi wielbicielami tej muzyki byli sutenerzy, prostytutki, marynarze i nożownicy. 


Czasy uległy zmianie, a fado wciąż ma wielkie grono fanów.



W fado przeważnie surowemu, nieszkolonemu głosowi towarzyszą dźwięki dwóch gitar: jednej, 12-strunowej gitary portugalskiej, która ma kształt mandoliny z pudłem rezonansowym o płaskim spodzie i drugiej - klasycznej. Muzyka, jaka płynie z tych gitar, ilustruje pragnienie, smutek i fatalizm. W autentycznych lokalach fado można usłyszeć improwizowane, śpiewane dialogi toczone między zawodowcami i amatorami.




Za największą divę muzyki fado uznawana jest Amália Rodrigues (1920-1999), która otaczana była wielką czcią. Swoją popularność zawdzięczała niezwykle przejmującemu głosowi, oszałamiającej urodzie, ale przede wszystkim była ucieleśnieniem marzenia o awansie z pucybuta na milionera.


Portugalska melancholia, tak często obecna w pieśniach fado, to saudade. W języku polskim to słowo nie ma właściwego odpowiednika. Chodzi bowiem o tęsknotę za czymś dalekim, nieznanym, odebranym przez fatum. W fado tematem czasami jest smutek i tęsknota, innym razem miłość i zazdrość.



W dzielnicy Alfama pełno barów, kawiarni, restauracji i dyskotek. Zapełniają się późnym wieczorem - ostatni goście wychodzą dopiero nad ranem. W restauracjach na ścianach holu i w głównej sali zobaczymy fotografie znakomitych gości i gwiazd fado, wśród nich sławnej Amalii Rodrigues (po jej śmierci w 1999 r. trzy dni trwała żałoba narodowa). Gości niewielu, ale jest dopiero po 21.00 (kiedy będziemy wychodzić trzy godziny później, amatorzy dobrej kuchni i fado będą czekać na wolny stolik na ulicy).




Długo nic się dzieje. Jemy kolację, pijemy lokalne (dobre) czerwone wino. W pewnym momencie gaśnie światło, zapada cisza. Na salę wchodzi dwóch mężczyzn - jeden z wyżej opisaną 12-strunową tzw. gitarą portugalską (jej kształt przypomina mandolinę), drugi z klasyczną hiszpańską.



Za nimi jasnowłosa kobieta w czarnym szalu na ramionach. To znak wiecznej żałoby po pierwszej królowej fado, tragicznie zmarłej w wieku 26 lat Marii Severze, a zarazem dowód pasowania na śpiewaczkę fado. Adeptki tej trudnej sztuki uczą się jej od starszych koleżanek. Kiedy te uznają, że można wypuścić je w świat, zarzucają im na ramiona czarny szal.




Fado do lat 40. XIX w. było popularne tylko wśród biedoty. Na szlacheckie salony trafiło dzięki romansowi Marii Severy z torreadorem Conde (hrabią) de Vimjoso.




Rozlegają się dźwięki gitary, śpiewaczka przymyka oczy, odchyla głowę i zaczyna pieśń. Nie trzeba rozumieć słów - w jej głosie słychać tęsknotę (saudade), smutek, żal po rozstaniu z ukochanym. Kiedy kończy, rozlegają się oklaski i okrzyki zachwytu. I tak będzie po dwóch następnych pieśniach.




W czasie występu nie wolno rozmawiać (jeść można), wchodzić na salę i wychodzić -  jest to traktowane jako brak szacunku dla artystów. Zapala się światło, znowu słychać ożywione rozmowy.



Przebywając w Portugali trzeba zarezerwować przynajmniej jedną noc na wsłuchanie się w fado.