czwartek, 31 marca 2011

Wzbić się w przestworza

Jak najszybciej dostać się do odległych miejsc na świecie? Oczywiśie wsiąść w samolot i wylądować na lotnisku położonym najbliżej naszego celu. Lotniska, samoloty i cała związana z nimi technika weszły na stałe w nasze krajobrazy.
Mimo że lot jeszcze dziś wielu przeraża staje się jednak coraz częściej normalnością. Na całym świecie każdego dnia miliony ludzi udają się do wspaniałych, ogromnych portów lotniczych lub do malutkich pasów ubitej ziemi, aby rozpocząć lot, który umożliwi im szybkie, a czasem jedyne możliwe, dotarcie do celu.


Niepamiętnych czasów sięga ludzkie pragnienie wzbicia się w przestworza. Człowiek pragnął latać zawsze. Mówi o tym choćby mit o Dedalu i Ikarze. Dedal był wszechstronnym artystą architektem, rzeźbiarzem oraz wynalazcą skomplikowanych mechanizmów. Pracował na dworze króla Minosa. Tęsknił za rodzinnym miastem, ale król Minos wiedząc o tym zakazał mu opuszczać Kretę. Pomysłowy Dedal sporządził dla siebie i swego syna Ikara skrzydła z piór, które przymocował woskiem do ramion. Ikar pełen dumy, iż leci, nie posłuchał rad ojca. Wzniósł się zbyt wysoko. Słońce stopiło wosk, a Ikar runął do morza.

Od tamtego czasu powstawały wciąż nowe pomysły, projekty, konstrukcje...; precyzowały się marzenia wzbicia się do chmur...

Ale nie tylko Grecy mieli swoje mity. Wzmianki o „latających ludziach” pochodzą także z podań i legend starożytnych Chin z ok. 2200 r. p.n.e. Jest to legenda o latającym cesarzu Szun. Później, około 1000 r. p.n.e., możemy przeczytać wzmiankę o latających ludziach Ki - Kuang. 


W tym samym czasie w starożytnych Indiach mówi się o latającym koniu króla Vikramaditya.
Bardziej nam współczesne próby skonstruowania maszyny latającej to wiek XV i znany wszystkim genialny artysta Leonardo da Vinci. Pomimo swoich wnikliwych badań również i on nie zdołał skonstruować maszyny, która uniosłaby go w przestworza. Opracował jedynie pierwsze projekty statków latających: balonów cieplnych, skrzydłowca, śmigłowca i spadochronu.




Rok 1617 upamiętnił pierwszy projekt spadochronu opracowany przez Fausto Veranzio. Jednak jako pierwszy ze spadochronem skoczył Francuz Sebastian Lenormand: w 1783 roku z drzewa, zaś rok później z wieży kościelnej w Lionie. Do Francuzów także należy rozbudowanie konstrukcji spadochronu. J. Blanchard skonstruował spadochron balonowy jako środek ratunkowy, zaś francuski oficer J. Meusnier opracował projekt balonu sterowanego.



Rozwiązanie problemu przyniósł dopiero wiek XIX. Pierwsze próby to loty balonem. Wzięli w nich udział bracia Montgolfier. Dokonali tego w roku 1783, napełniając wielki balon z papieru gorącym powietrzem. Baloniarstwo, jako ekskluzywnay sport i forma wypoczynku dla zamożnych Paryżan, królowało do końca XIX wieku. I gdy już wydawało się, że przyszłość latania to właśnie balony, ponownie zwrócono uwagę na możliwość wykorzystania w lotach skrzydeł.



Niewątpliwie zasłużył się w tej dziedzinie brytyjski inżynier Sir George Cayley. Wykonał wiele prób lotów latawców i wykazał, iż do wzniesienia się człowieka w powietrze potrzebna jest odpowiednia siła nośna. Ciekawostką jest zapewne fakt, iż samoloty, które możemy dziś obserwować na niebie wywodzą się właśnie z konstrukcji jego modelu szybowca z roku 1804. 

Musiało minąć 50 lat, by w roku 1853 zbudował on pełnowymiarowy szybowiec, który wraz z pasażerem wykonał pierwszy lot.

Kolejne wielkie nazwisko początków lotnictwa to Otto Lilienthal, Niemiec, uważany za „pierwszego prawdziwego lotnika”. Pod koniec XIX wieku udało mu się odbyć kilka lotów na szybowcach własnej konstrukcji. Zginął w 1896 roku podczas lotu. Od tego czasu rozpoczęły się kolejne intensywne próby samolotowe innych miłośników latania.


Coraz częściej zaczęto konstrukcje wyposażać w silniki. Jednak właściwy efekt dało dopiero użycie silnika spalinowego. Pierwszy kontrolowany lot silnikowy był wykonali Kityy Hawk i dajóch Amerykanie, bracia Orvill i Wilbur Wright. Próba miała miejsce w grudniu 1903 roku, czyli ponad sto lat temu. 40-metrowy lot dwupłatowca okazał się rewolucyjny dla rozwoju lotnictwa. 

Od tego czasu konstruktorzy zdołali zbudować maszyny bijące rekordy szybkości przekraczające kilkakrotnie prędkość dźwięku.

Europejskim pionierem lotnictwa był Francuz Louis Bleriot. Udoskonalił swoje konstrukcje tak, by w dniu 25 lipca 1909 r. przelecieć nad kanałem La Manche odległość 41 km. Jego samolot - Bleriot typ XI stał się pierwszym produkowanym na szersza skalę.


Trudno nam sobie dziś wyobrazić samoloty sprzed stu lat. Kiedy wypowiadamy słowo samolot w wyobraźni ukazuje nam się supernowoczesny airbus lub luksusowa awionetka. Tymczasem pierwsze samoloty miały drewniane kadłuby z otwartą kabiną. Żaden z nich nie przekroczył prędkości 75 km/h.

Szybki rozwój lotnictwa nastąpił w okresie I wojny światowej. W 1914 roku samolot przestał być tylko hobby i “zaczął swoją pracę” w wojsku. Królowały wówczas konstrukcje dwupłatowe. Pod koniec tej wojny samolot stał się bardziej skomplikowaną, i co najważniejsze, niezawodną konstrukcją. Po wojnie rozpoczęto konstruowanie mocnych samolotów o opływowych kształtach, w których wykorzystano wielocylindrowe silniki.



Wiek XX stał się wiekiem technologicznych osiągnięć i rekordów. I tak w roku 1929 rekord prędkości osiągnął brytyjski samolot Supermarine S6 – jego lot z prędkością blisko 530 km/h przeszedł do historii. Dziś samoloty potrafią latać z szybkością dziesięciokrotnie przekraczającą prędkość dźwięku.

Przewozy pasażerskie rozwinęły sie szczególnie szybko w Stanach Zjednoczonych. Tam znana do dziś firma Boeing w latach 30-tych zbudowała swój model 247 - pierwszy pasażerski samolot świata, który długie lata królował wśród konstruktorów samolotów pasażerskich.
Jakie jeszcze tajemnice skrywa w sobie latanie? Co przyniesie nam przyszłość? ...

środa, 23 marca 2011

Czterdzieści lat mineło...

Każdego roku, jeden dzień naszego życia upływa na celebracji urodzin. Z reguły dzień ten oznacza tylko tyle,  że stajemy się w ogólnym “życiowym dorobku” o rok bardziej doświadczeni. Niektóre “okrągłe” daty staramy się celebrować w sposób szczególny, organizując specjalne przyjęcia lub obchodząc je w specjalnych miejsach. 
Moje czterdzieste urodziny obchodziłem w wyjątkowym miejscu, jakim był pływający dom, stojący w jednym z igarapre na Rio Negro.



Już tydzień przed urodzinami grupa przyjaciół przybyła do serca brazylijskiej Amazonii, aby odpocząć, poznać Amazonię, świętować moje urodziny i przeżyć niesamowite chwile wśód dziewiczej przyrody.
Nasza przygoda rozpoczeła się od dokonania niezbędnych zakupów. Tygodniowy wypad dziesięciu osób w amazoński las wymaga zakupienia wszystkiego, co będzie nam potrzebne, gdyż najbliższy sklepik będzie odległy o wiele godzin drogi. W związku z tym lista zakupów była długa i skrupulatna. Chleb, mąka, woda do picia, soki, owoce, mięso, węgiel drzewny, paliwo, sól, makaron to tylko niektóre artykuły z długiej listy. 


W poniedziałkowy poranek wszyscy weszliśmy na Santa Maria do Rio Negro – nasz statek, który przez najbliższy tydzień będzie służył nam swoim pokładem i przybyliśmy do pływającego domku, który właśnie w tym dniu przemierzał  Rio Negro, aby zakotwiczyć w nowym miejscu. Nasz statek i jeszcze jeden posłużyły teraz za holowniki domku, a my mogliśmy, siedząc na podłodze domku, realizować dziecinne marzenia pokonywania dzikich przestrzeni na pływająej tratwie. 



Podróż jest długa, lecz przebiega zgodnie z planami. Możemy podziwiać krajobrazy i zachwycać się wielkością Rio Negro, rzeki  która pokazuje nam wielkość i wspaniałość amazońskiej zieleni. Wpływamy do igarapé. Tutaj zakotwiczymy domek i spędzimy większą część tygodnia. 



Zbliża się godzina osiemnasta, a wraz z nią nastaje tropikalna ciemność. Z ciemności wynurzają się dźwięki natury. Z ciekawością siadamy na podłodze i zaczynamy słuchać niesamowitego koncertu natury. Czuję się jak w wielkiej sali koncertowej. 



Orkiestra natury z każdej strony “atakuje”nas niesamowitymi dźwiękami. Nieznane z nazwy cykady, żaby rozmawiają ze sobą niesamowitą gamą dźwięków. Koncert jest jedyny w swoim rodzaju. Będzie nam towarzyszył każdej nocy, ale ten pierwszy jest niezapomniany, jedyny w swoim rodzaju. Przez całą noc można wsłuchiwać się w niesamowity koncert zmieniających się wykonawców. Wprawne ucho może bez patrzenia na zegarek powiedzieć, która jest godzina w amazońskiej dżungli, gdyż każdy z jej mieszkańców ma swoją godzinę na włączenie się do koncertu. Natura jest najlepszym dyrygentem.



Spanie w hamaku, pod niebem z niezliczoną ilością jasno świecących gwiazd, jest atrakcją, której nie zapewni nawet najbardziej luksusowy hotel. 




Tydzień w pływającym domku mija szybko. Małe, zwykłe czynności urozmaicają czas. Pieczona na grilu ryba – pięciokilowy tucunare – smakuje niesamowicie. Nieraz tylko chwila zadumy nad pięknem otaczającej przyrody i możliwym beztroskim spędzaniem czasu… Jak niewiele potrzeba, żeby być szczęśliwym! 


Wyprawy do amazońskiej dżungli przypominają o prawdziwym zielonym piekle, w jakim się znajdujemy. Nad Rio Negro przyjemny wiaterek ochładza nasze ciała. Moskity nie mają chęci na posileniem się naszą krwią. Sytuacja zmienia się po pokonaniu pierwszego metra w dżungli. Pot błyskawicznie oblewa nasze ciała. Wąska ścieżka jest zbyt mała na nasze potężne ciała. Ciągle ocieramy się o pnącza, konary. Tysiące moskitów atakuje nas. Dżungla hałasuje. Słychać miliony różnych dźwięków skrzydlatych małych mieszkańców tropikalnych lasów. Ciekawe jak przeżyły w tym miejscu bez naszej krwi? 




Warto przemierzyć ścieżkę, aby przypomnieć sobie o prawdzie amazońskich lasów. Nie można pozwolić sobie na chwilę postoju, gdyż tysiące mrówek czeka, aby pożywić się naszymi kończynami. 



Po wyjściu z lasu kąpiel w ciepłych nurtach Rio Negro jest prawdziwym odprężeniem. 

W dzień urodzin kolejna niespodzianka. Świeżo upieczone ciasto z zapalonymi urodzinowymi świeczkami i gromkie STO LAT na chwilę zakłóciło ciszę amazońskich lasów. Było to jedno z najlepszych ciast jakie jadłem. 



Chwila zadumy i ciszy, aby pomyśleć nad życzeniem przed zgaszeniem świeczek. Mam nadzieję, że spełnią się…